Każdy sportowiec, jeśli sportem zajmuje się zawodowo, zaczyna i kończy kontakt ze sportem na tym etapie zwanym karierą. Każdy z nich uprawia sport z różnych powodów i z różnymi efektami. Każdy z nich kończy karierę i czyni to z sobie wiadomych powodów i w różnym wieku. Mogłoby się wydawać, iż Pani Agnieszka Radwańska kończy tą karierę w bardzo młodym wieku. Ma jednak najwyraźniej swoje ku temu powody.

Niemniej, z tego co widać gołym okiem – to brak dzikiego sprzeciwu wobec wyroków organizmu i rozsądek w świadomości, że życie jest tylko jedno, w tym przypadku, może tylko budzić szacunek. Nie sądzę by ta decyzja była dla Niej łatwa. Po latach wylewania potu i życia w nie tyle – jak sobie wyobrażam – w ścisłej dyscyplinie, co wręcz reżimie organizującym życie codzienne, rodzinne, dyktującym ograniczenia w zdobywaniu i kwalifikacji zawodowych i tworzącym po zakończeniu kariery realne zagrożenie pustką w tych życiowych dziedzinach – to zapewne decyzja trudna. Jaką by kariera nie była, to im wyżej się było, tym gorzej zrezygnować . A tu, w pewnym momencie druga rakieta świata, czyli absolutne szczyty, dosłownie po kilku latach bycia na samym szczycie szczytów – kończy karierę. Nie wydaje mi się, by tu decydowały tylko same gorsze sezony. Raczej jestem skłonny uznać, że przeważył rozsądek i jednak pytania czysto życiowe.
Kluczem jest chyba jednak nie tylko to, że ludzki organizm ma swe ograniczenia. Ważniejsze jest to, że dziś w sporcie jako dziedzinie jakby nie było biznesu, w którym zawodnicy są tylko i aż, maszynką do robienia wyniku ograniczenia te, jak sobie wyobrażam, są często pokonywane wbrew naturze wiedzą o organizmie, narzędziami badawczymi i farmakologią. I tą dozwoloną i tą na granicy, czasem i poza granicami prawa. Powiedzenie – sport to zdrowie – już się zdezaktualizowało. Odnoszę wrażenie – że zakończenie kariery i Pani Justyny Kowalczyk i Pani Agnieszki Radwańskiej – by tylko o Nich mówić = w dużym stopniu wynikało z dojścia przez obie do wniosku, że już są przekraczane granice naturalnych wydolności wyznaczanych przez organizm – a dalsze podnoszenie wydolności i pokonywanie naturalnych odruchów organizmu, odbywałoby się ze znacznym uszczerbkiem na zdrowiu i mogłoby się nawet skończyć przekreśleniem całego dorobku w wyniku jakiejś afery a z dużym prawdopodobieństwem utratą zdrowia. Rezygnacja z bezwzględnego dyktatu sukcesu, osiągania laurów, pozostawania w kręgu zainteresowania mediów i podziwu dla umiejętność pokonania rywalek, pokus bycia na świeczniku powiedzenie – dość - musi budzić podziw. Z samego podziwu jednak nic wynika Dziś – zauważam jest konieczne inne jego wyrażenie. Proszę przez chwilę pomyśleć o tych dawnych idolach onegdaj zaprogramowanych na sukces i nie mających innych pól aktywności. Zostawieni sobie samymi sobie wielu z nich pogubiło się nie tylko – zawodowo – a częściej emocjonalnie w tym i życiowo. Przykłady są liczne a tylko jako wyjątki należy traktować choćby Panią I.Szewińską czy W. Zabłockiego a też i np. Z. Bońka. Ci pokazani tu jako przykłady - nie są niestety w przewadze.
Gdy oprócz mięśni jest dobrze uformowane człowieczeństwo – to otrzymujemy prawdziwe wzorce. Dla mnie, przykład Pana Wojciecha Zabłockiego jest jednym z tych ze szczytów – a osiągniętym „po”. Podkreślam – takie szczyty są osiągane przez wielu i na co dzień. Matki, czy ogólniej rodziny, osób niepełnosprawnych są wręcz wzorcami. Zatracenie egoizmu – i poświęcenie – w przypadku znanego sportowca uzyskuje dodatkowy walor odrzucenia tego co im wdusił przymus rywalizacji - skłonności do postaw egoistycznych. To dlatego w tej grupie stosowanie zasady fair play, zasługuje na dodatkowe pochwały choć dla zwykłego zjadacza chleba częściej jest czymś naturalnym
W przypadku Pana W. Zabłockiego – mamy nie tylko gładkie przejście po karierze do zawodu architekta, ale i najważniejsze – niegdyś zwyczajne, dziś już coraz rzadsze – pełna mobilizacja, organizacja życia w opiece nad żoną w postępującej chorobie. Ilu dzisiejszych wielce nawet majętnych ludzi w podobnych sytuacjach – mówi sobie – ale przecież interesy, ale przecież ja chcę jeszcze korzystać z życia i - oddaje bliską osobę pod „opiekę” czy czasem nawet bywa wegetację wśród obcych.
Dziś branie jest pokazywane jako racjonalne a dawanie jako brak rozsądku. Dojrzała miłość, wszczepione ze sportu fair play i po prostu człowieczeństwo spowodowały, jak sądzę to, że przez myśl Panu Zabłockiemu nie przeszło oddawanie żony pod opiekę komukolwiek.
Pani Agnieszka Radwańska – jak wiem - już wykazała umiejętność dawania i przy całym podporządkowaniu życia ku sportowemu sukcesowi wykazała zainteresowanie aktywnością poza sportową. Sądzę, iż należy wyjść Jej naprzeciw i kontynuować to, co jako nie tylko kibice ale i Krakowianie i nie tylko czujemy i sami chyba potrzebujemy – poprzez otwarcie się na współpracę z Nią, w Jej dalszym życiu po zakończeniu kariery ku zmianie formy aktywności Pani A.Radwańskiej. Rzecz jasna – dużo będzie zależne od Jej stanowiska – niemniej propozycję postawić warto.
By było jasne. Widzę w tej propozycji, którą zaprezentuję, interes obustronny. W tym i Krakowa, który warto wszelkimi siłami, i to wbrew wyrokowi wyborców, konsekwentnie i faktami, należy wytrącać z roli podrzędnej choć aranżowanej w średniowiecznych aż po secesyjne wnętrzach – super knajpy piwnej. Nie mówię o innych funkcjach. Oto teraz mamy w zasięgu możliwości. które wynikają z zakończenia kariery naszej tenisistki formatu światowego szanse na uruchomienie czegoś, co zaprzeczy tej z gruntu szkodliwej tendencji. To byłoby coś co wspomoże rozwój miasta w oparciu o postać i kompetencje osoby formatu światowego. .
Tak sobie pomyślałem – dziś mamy już skocznię im. A Małysza Nie tak dawno skakał, teraz przerzucił się na rajdy jako nową pasję. Wydawać by się mogło, że to jakby postawienie pomniczka żyjącemu, młodemu człowiekowi. Wcale tak nie uważam. Oprócz uhonorowania Osoby Wisła jako miejscowość uzyskała przecież i obiekt i znak rozpoznawczy – czyli i trwały element promocji miasta.
Dlaczego by w Krakowie nie pomyśleć o kompleksie kortów im A. Radwańskiej organizowanych pod Jej koncepcję i ku wykorzystaniu Jej potencjału. Młoda osoba o dorobku światowym – i co ma to pójść w niwecz? Ma być zostawiona w spokoju? Widzę w tym i interes Krakowa i wykorzystanie tego co Pani A. Radwańska już wykazała – że nie ma zamiaru wpadać w nicość po karierze
Może na początek zaproponować Towarzystwu Sokół by kort przy jego budynku nazwać imieniem i oddać w patronat merytoryczny Pani Radwańskiej. Niech przynajmniej to stanie się zaczątkiem rozwoju w Krakowie tej dziedziny sportowego życia aż docelowo do jakiegoś dużego ośrodka szkoleniowo- wychowawczego na skalę ogólnopolską. Samo nazwisko i klasa musi przyciągnąć i pociągnąć następną dziedzinę która będzie przekierowywała Kraków na służbę dla społeczeństwa. Tak sobie zaproponowałem konkretne rozwiązanie lokalizacyjne, rzecz jasna bez porozumienia się z samym Towarzystwem które przecież może w swej obecnej dynamice mieć zupełnie inne plany, których nie powinno się naruszać. Można spróbować skierować taką propozycję do oo. Salezjanów, zresztą jak sądzę znalazł by się ktoś komu ta idea by odpowiadała Jego planom i możliwościom. Wydaje się w każdym razie, że sama idea powołania proponowanego ośrodka i skierowanie prośby do Mistrzyni by pokierowała jego kształtem i koncepcją ku interesowi Krakowa wydaje się być możliwa do realizacji.
Może by się dało?