Kiedy Donald Tusk w swoim tweecie napisał o pokonaniu współczesnych bolszewików wiele osób podniosło larum - za mocne słowa, to przesada mówić tak o rządzących, nie wypada bo skala inna, przed 89 to byli prawdziwi komuniści - tak jakby pomijając obecność w partii rządzącej prokuratora stanu wojennego i innych działaczy tamtych lat, czyli właśnie tego rzeczonego komunisty z dawnych dni. Jak się okazało słowa byłego premiera wysłowiły prawdę - to co obecnie wyprawia się w naszym kraju to działania komunistów.

Pod przykryciem dbania, wtedy o robotników i rolników, dzisiaj o suwerena, tworzy się specjalną kastę, w skład której wchodzą rodziny i znajomi prominentnych polityków, a czasami nawet ich fryzjerzy, kierowcy - generalnie ktokolwiek w jakiś sposób jest związany towarzysko z decydentami. Polacy nie wyrośli mentalnie z nadawania po znajomości synekur - intratnych posadek państwowych, które dostaje się za bycie lojalnym. Takie postępowanie zawsze rodzi drugi problem - korupcję. W krajach, gdzie etaty dostaje się za wstawiennictwo danego polityka czy działacza zawsze funkcjonuje drugi obieg, który skupia się na łapownictwie - pokusa wzbogacenia się kosztem społeczeństwa zawsze wydaje się warta wysiłku, nie czuje się czyjejś straty - odpowiedzialność jest rozproszona. W końcu co za różnica, czy w rządzie będzie niedoświadczony śwagier polityka, czy wykształcona osoba? Lepiej dać fuchę komuś znajomemu.

PiS zamienił Polskę w prywatny folwark - doją państwo jak tylko mogą. Wymienili wszystkich urzędników w spółkach skarbu państwa i tam gdzie jeszcze mogli. W momencie przejęcia rządów następuje zwyczajowo coś takiego, jest to w miarę normalna praktyka, gdyż mianowani specjaliści są zapewnieniem wykonywania linii wygrywającej partii. Różnica tkwi w szczegółach - wcześniej nie pozbywano się wszystkich urzędników, ludzie z dorobkiem potrafili się obronić swoimi umiejętnościami. Z kolei to co robi PiS to całkowita czystka. Szkoda tylko, że nie mają kadr a do urzędów, na ważne i odpowiedzialne stanowiska trafiają ludzie pokroju Misiewicza czy Chrzanowskiego. Gospodarka, system bankowy, wielomilionowe przedsiębiorstwa państwowe to zbyt delikatne organizmy by jakiś dyletant z mianowania partyjnego, bez żadnej realnej wiedzy mógł się tym zajmować, zazwyczaj kończy się to po prostu źle dla obywateli.

W historii Polski wydarzyło się już kilka afer o podobnym wydźwięku, jak ta którą zamierzam opisać - na przykład afera Rywina, jednakże to co się wydarzyło ostatnimi czasy, korupcyjna oferta od szefa KNF - instytucji regulującej działanie rynku finansowego to ewenement. To co się stało między Chrzanowskim a Czarneckim to potwierdzenie systemowego przyzwolenia na korupcję - osoba, która stała na czele instytucji dbającej o uczciwe i transparentne działanie całego systemu bankowego wyszła z propozycją łapówkarską dla właściciela prywatnego banku. Dla podmiotów konkurujących ze sobą istotne jest, by jednostka nadzorująca była bezstronna a nie pobierała korzyści w zamian za przychylność, prowadzi to do psucia rynku i walki o klienta środkami, w których klient jest pominięty i nic nie zyskuje.

Szybki opis głównych aktorów afery KNF i jej timing:

Przedstawione wydarzenia miały miejsce w marcu 2018 - Marek Chrzanowski spotyka się z Leszkiem Czarneckim i składa mu propozycję nie do odrzucenia. W zamian za przyjęcie do rady nadzorczej wskazanego prawnika - Grzegorza Kowalczyka - jego bank nie zostanie znacjonalizowany zgodnie z planem Zdzisława Sokala. Nagranie zostaje upublicznione 13 listopada.

Marek Chrzanowski - złożył propozycję korupcyjną Czarneckiemu, za co zmuszono go do podania się do do dymisji ze stanowiska szefa KNF, wykładowca akademicki, który niezwykle szybko został doktorem, mimo zarzutów o plagiat i słaby dorobek naukowy. Jego doktorat przepchnął Adam Glapiński (profesor SGH, obecny szef NBP). Szef KNF dostał parę kredytów na 1,2 mln. zł. od BZWBK za prezesury Morawickiego, kiedy był zwykłym adiunktem na uczelni (lata 2007 i 2010).

Adam Glapiński - stary przyboczny prezesa Kaczyńskiego, z lat porozumienia centrum, to jedna z najbardziej zaufanych osób w otoczeniu Kaczyńskiego.

Glapiński kibicował karierze Chrzanowskiego i mocno ją wspierał. To on miał go "wymyślić” i rekomendować na doktora, do Rady Polityki Pieniężnej i do KNF.

Zdzisław Sokal - szef Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oraz członek Komisji Nadzoru Finansowego z ramienia prezydenta, jego receptą na przejęcie Getin Banku miało być wykupienie w myśl nowej ustawy przez inny podmiot za symboliczną złotówkę i jego dokapitalizowanie kwotą 2 mld zł z kieszeni podatnika.

Grzegorz Kowalczyk - prawnik który wskutek korupcyjnej propozycji Chrzanowskiego miał zostać zatrudniony w Getin Banku, zasiada teraz w radzie nadzorczej Plus Banku, właściciela Polsatu, która to stacja zawarła swoisty pakt o nieagresji z rządzącą partią. Wygładzono serwisy informacyjne, nie kolportuje się dużej ilości negatywnych informacji na temat działań polskiego rządu. Jak się tam dostał? W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Kowalczyk stwierdził, że to "prawnicy Solorza się z nim skontaktowali". Następnego dnia zmienił zdanie. Pytany przez reportera TVN24, w jakich okolicznościach trafił do rady nadzorczej Plus Banku, odpowiedział: - Zostałem zapytany przez pana Marka Chrzanowskiego (były szef KNF), czy chciałbym wejść w skład rady nadzorczej Plus Banku. Wyraziłem na to zgodę - powiedział. Właściciel Plus Banku w wydanym oświadczeniu twierdzi, że w radzie nadzorczej Kowalczyk jest traktowany jako przedstawiciel KNF-u. 

Wszystko to wskazuje, że w przynajmniej jednym banku omawiana korupcyjna praktyka już się odbyła. Istnieje solidna nić powiązań między głównymi aktorami - Morawieckim, Glapińskim, Chrzanowskim i Kowalczykiem a swoją małą rolę epizodyczną ma również wysłannik prezydenta - Zdzisław Sokal. 

Zamieszany w aferę jest jeszcze koordynator służb specjalnych - Marek Kamiński, którego syn został zatrudniony przez szefa NBP w Banku Światowym, za 200 000 dolarów rocznie - ot taki gest od mianującego go Adama Glapińskiego. Nie dziwi więc, że zanim ABW, służby zajmujące się korupcją w państwie, zarekwirowały dokumenty w KNF, jego były już szef, miał jeszcze możliwość kilkugodzinnej wizyty w swoim biurze i pozbycia się niewygodnych dokumentów. Prokuratura jest pod osobą Zbigniewa Ziobro, cała afera dotyczy tylko i wyłącznie urzędników z rządzącej partii, zatem wydaje mi się, że prokuratorzy nie będą zainteresowani by wbijać szpile w rządzących i dociekać co się dokładnie wydarzyło.

Skoro tak się zachowują służby, bo koordynator karierę swojego syna zawdzięcza szefowi NBP, zrozumiałym wydaje się powołanie komisji śledczej. Niestety jak wiadomo PiS nie zrobi nic, co mogłoby pokazać, że nie zaszła żadna, a tym bardziej dobra zmiana. Obrady komisji śledczej musiałyby być transmitowane przez rządową telewizję, trafiając do PiSowskiego betonu, co mogłoby zaburzyć do tej pory kreowany przekaz o sanacji obyczajów i ukróceniu afer - to kłamstwo i dzieje się za rządów PiS dużo gorzej niż za rządów PO.

Jeśli przyjmiemy, że 5% polskiego PKB jest marnotrawione z powodu korupcji, wyjdzie nam, że Polska traci nieco ponad 30 mld dolarów rocznie z tego powodu. Nawet jeśli podejdziemy do tej estymacji ostrożne - Wielka Brytania co roku traci 3% PKB na korupcję i przyjmiemy te założenia to i tak daje nam to astronomiczną kwotę 19,5 mld dolarów, które nie trafiają do resortów, fiskusa, psują gospodarkę, gdyż to gorsze podmioty wygrywają przetargi. itp. itd. 

Koszt programu 500+ w 2018 roku to około 25 mld złotych, zatem łatwo policzyć, że można by, przy całkowitym wyrugowaniu korupcji, śmiało przeznaczyć 1500 złotych na każde dziecko z programu 500+, bez żadnego obciążenia dla budżetu.

Raport Transparency International tak odnosi się do kwestii korupcji: „W zbyt wielu krajach ludzie są pozbawieni najbardziej podstawowych potrzeb i każdego wieczora kładą się spać głodni z powodu korupcji, podczas gdy potężni i skorumpowani ludzie bezkarnie cieszą się rozrzutnym stylem życia. Wzajemne oddziaływanie korupcji i nierówności zasila również populizm. Podczas gdy tradycyjni politycy ponoszą porażkę w walce z korupcją, ludzie stają się cyniczni. Coraz więcej osób zwraca się w stronę populistycznych liderów, którzy obiecują przerwać cykl korupcji i przywilejów" - czytamy w raporcie. "Jednak może to raczej wzmagać niż zmniejszać napięcia, które w pierwszej kolejności zasilają nagły wzrost populistów. W takich okolicznościach kwitnie wielka korupcja" - podkreślono. "Przypadki państwowego koncernu paliwowego Petrobras i firmy budowlanej Odebrecht w Brazylii czy losy byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza pokazują, jak na skutek zmowy między przedsiębiorstwami i politykami z gospodarek narodowych wyprowadzane są miliardy dolarów, powodując że nieliczni korzystają kosztem większości" - zwraca uwagę TI. I dodaje, że "ten rodzaj wielkiej korupcji systemowej narusza prawa człowieka, przeciwdziała trwałemu rozwojowi i podsyca wykluczenie społeczne". Wyżej notowane w rankingu kraje "mają zwykle wyższy poziom wolności prasy, dostępu do informacji na temat wydatków publicznych, mocniejsze standardy uczciwości urzędników publicznych i niezależnego systemu wymiaru sprawiedliwości".  

W Polsce zostaliśmy pozbawieni niezawisłego wymiaru sprawiedliwości, coraz częściej mówi się o nacjonalizacji mediów. Jak w kraju z końca listy rankingu korupcyjnego.

Pytanie z okazji 100 lecia niepodległości - tego właśnie chcieliśmy? Powrotu do rosyjskiego rozumienia państwa?

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 20 listopada 2018r