Wczoraj z wieczora już upewniłem się praktycznie, a teoretycznie do tego mnie przygotował ostatni artykuł Pana Redaktora o ZIKiT-cie, że jako krakowianin jestem dla tej instytucji problemem, którego najlepiej by było, gdyby go nie było. To całe towarzystwo jest chyba głęboko przywiązane do przekonania o sile sprawczej zarządzeń, zakazów, nakazów i wiecznej reorganizacji, a także ochoczo realizuje ideę zapisaną w definicji socjalizmu. Ten jak wiemy, jest (bo niestety jak widać nie był - w czasie przeszłym) sztuką pokonywania problemów, których by nie było gdyby nie było …socjalizmu.

Najprościej – wydać zakaz i mamy spokój. Kto skacze – płaci – czysty zysk. I tu przyznaję ZIKiT – musi być instytucją dochodową dla Miasta. Ale nie dla mnie – i to jest ta różnica.

Oświadczam też na początku, że choć nie ukrywam, znam redaktora Brożka a ten na dodatek użył mojego nazwiska w swym artykule – to nie działam z nim w zmowie i porozumieniu.

Jak było więc z tą przygodą w mieście?

Wczoraj – o moje szczęście! – wieczór, a nie np. w godzinach popołudniowych jako kierowca otrzymałem zadanie przejechania z Salwatora na ul Filipa, miałem zatrzymać się na Placu Kleparskim a potem pojechać ul Westerplatte, pod Wawel - by wrócić na Salwator. Tramwajem nie mogłem bo - raz, żem kuternoga, a dwa pakunek spory, trzy – czas.

Tak się wydaje – zapewne ów, kto wymyślił obowiązującą zmianę ruchu w tym rejonie (a podobne dotknęły całe miasto i za to, ktoś jakąś kasę podjął) ciężko myślał, myślał i myślał, że myśli i jestem pewien - będzie mi wsadzał kit, że ta reorganizacja to dla mojego dobra i to jest usprawnienie. Ruchu oczywiście.

Nie będę opisywał pętli, które powykonywałem używając też opisów wspierających topografię miasta w tym rejonie. Kompas nie potrzebny – finka by się przydała. Szkoda nerwów. Samo wyjście z tej zaklętej pętli nakazów, zakazów i tablic do studiowania zza kierownicy – nawet w godzinach wieczornych trwało, a i tak po dostaniu się na Stary Kleparz - wyjazd w ulicę Westerplatte okazał się nie do wykonania. Te tablice informacyjne – to też wynalazek, o który można by było swoją drogą oprzeć całą akcję protestacyjną jako reakcję na traktowanie mieszkańców jak uciążliwych lokatorów kamienicy Kraków, której właścicielem jest prawnie – bezprawnie ZIKiT. Wypadałoby i by wystarczyło, aby każdy kierowca grzecznie zatrzymywał się i uważnie czytał owe elaboraty. Jak przecież tego się nie zrobi, to za rogiem może czekać uśmiechnięty funkcjonariusz – nie, jeszcze nie służby więziennej ale z podobnymi uprawnieniami - Straży Miejskiej a nawet może samej Policji. Porządek, ich porządek, musi być! Tym razem mi się upiekło – nie zapłaciłem bo takowych nie było i co prawda przeklinając w końcu – vincit! wyjechałem. Tyle, że w końcu znalazłem się na powrót na Alejach. Wyjaśniło mi to nagłe i już definitywne zatykanie się Alej i upewniło, że dla tego reorganizatora – jestem jak wrzód na… pięcie i najlepiej by mnie nie było. Jaki byłby luz? Spokój i płynność ruchu – oczywiście – ale extra uprawnionych. Tu wyłania się sprawa relacji z firmą parkingową i palikującą – co widzę i co mi krew gotuje. Ale tu nie o tym.

W dzień – pobyt w tym rejonie miasta z moim celem podróży za to z włączonym silnikiem oceniam na rzędu co najmniej półtorej godziny. Gratuluję. Przypomnę może nietaktownie, że walczymy ze smogiem i to jako liderzy na skalę ogólnopolską – przyjmując widać jako aksjomat, że smog – to kominki. I Rada Miasta to kupiła jak pelikan rybkę. Przyznaję – efekt propagandowy poszedł w Polskę. Oj, uważajmy na przyszłość kogo wybieramy patrząc nie tyle na krawat co na zdolność do wyważania racji.

Już nie będę się pytał o sens tego cyrku – bo jak mówię – zapewne ktoś z poważną miną mi będzie tłumaczył, że oto On fachowiec wie, ma dyplom, wie że tak ma być i w ogóle to jest dla mojej wygody i dobre. A dla mnie jest dobre to, na co nie muszę się wkurzać i w czym widzę jakiś sens. Tu widzę tylko radość tworzenia miasteczka komunikacyjnego i pułapek miłych służbom mundurowym.

Zadam za to pytanie jaka jest realna odpowiedzialności takich fachowców od ruchu. I drugie pomocnicze – ile kosztują Miasto i Państwo wysiłki i restrykcje związane z powiększeniem istniejącego smogu przez wymuszenie pyrkania iluś tam samochodów na wolnych obrotach i plujących pyłem komunikacyjnym – nie tylko przecież spalinami.

Potrzeba coś dodawać?