Niestety – jak się okazuje dwa poprzednie teksty – jak każdy, jak się chce mogą być użyte nie zupełnie zgodnie tym co nawet wprost jest w nich zapisane. A już zdążyłem się spotkać z takimi reakcjami wyznawców tego, że jak coś UMK – w końcu są fachowcami – nie powie i nie zadecyduje to jest świętość. To nic, że przy takiej postawie ani wybory ani jakaś tam Rada ani tym bardziej konsultacje społeczne czyli rozmowa z laikami nie byłby potrzebna.

Nawet ten argument nie przechodzi jako racjonalny.
Należy więc w krótkich słowach – dosłownie dwóch zdaniach (przesadzam ale nie tak znów wiele) wyrazić zupełnie oczywiste, by się wydawało, zdania.
Pierwsze – zasada zanieczyszczający płaci i drugie – minimalizacja wytwarzania odpadów u źródła i maksymalizacja segregacji – czyli i odzysku surowca – lub szans na jego przetworzenie.
W przypadku Krakowa w szczególności jako miejsca w którym przebywa znaczna liczba gości – osób nie będących mieszkańcami zasada pierwsza pociąga za sobą a/ konieczność racjonalnego podejścia do problemu i rezygnacji z odpowiedzialności zbiorowej – b/ wobec wymogu, że firma odbierająca odpady ma stać się przedsięwzięciem biznesowo samofinansującym się – staje się konieczne inne niż to było do tej pory postawienie sprawy. Jak biznes to biznes. Firma świadczy usługi, za które ma płacić ten kto z nich korzysta. Jest nim zarówno mieszkaniec wytwarzający odpady jak i ten, kto za ten odpad przejmuje odpowiedzialność. Miasto prowadzi interes pod tytułem turystyka i ogólna obsługa mieszkańców w miejscach innych niż ich miejsce zamieszkania.
Tak więc skoro firma ma się sama finansować to oznacza, że ma zarabiać czerpiąc zyski z dwóch źródeł. Z opłat od mieszkańca za usługę odbioru odpadów -a nie w ogóle za jego istnienie - tylko za konkretnie przekazane śmieci. Zanieczyszczający płaci. Nie za metry kwadratowe - bo te same odpadów nie wytwarzają produkując odpady. Drugim producentem odpadów – jest dla firmy miasto, w tym w zakresie przejęcia odpowiedzialności za śmieci turystów – choć nie tylko. I mieszkaniec i miasto, są dla firmy równoprawnymi klientami. Niby dlaczego miasto ma być zwolnione z zasady nr 1 – zanieczyszczający płaci? Mieszkaniec też mógłby wziąć odpowiedzialność za czyny i produkcję sąsiada – i w tej sytuacji znajduje się każda administracja kamienicy, bloku, wspólnoty. Tu odpowiedzialność za każdego członka wspólnoty – jest wewnętrzną sprawą organizacyjną tejże grupy ludzi i jej problemem jest organizacja wedle prawidła- zanieczyszczający odpowiada za to co robi. Miasto i firma mogą i powinny w tym zakresie pomóc. Gdy jakaś wspólnota by sobie życzyła odpowiedzialności zbiorowej brakiem koncepcji organizacyjnej – jej wybór. Jednak nie ma najmniejszych racjonalnych powodów – i to opisałem nieco żartobliwie w drugim z poprzednich tekstów – by miasto jako podmiot przejmujący administracyjnie odpowiedzialność za śmieci od przybyszów nie miało firmie płacić za te śmieci ogóle. To ono odpowiada za obsługę tych z których bycia w mieście korzysta. Część tej odpowiedzialności i tak biorą zresztą na siebie restauratorzy, właściciele sklepów i powierzchni użyteczności publicznej. Miasto nie musi dotować firmy a normalnie – płacić za usługę świadczoną na jego rzecz – z tego co zyskuje od turystów i mieszkańców żyjących w mieście w sferze publicznej. Przerzucenie tej części odpowiedzialności miasta jako organizacji – na mieszkańców - na konkretne osoby, które i tak za swoje odpady już płacą – jest po prostu rabunkiem, nieuprawnionym wyciąganiem pieniędzy od mieszkańców siłą posiadanej władzy.
Tu nie pomogą żadne zaklęcia o zakazie dotacji. Płaci się a nie dotuje.
Tyle o generaliach – a reszta leży w umiejętnej i stosownie logicznej organizacji tego „sklepiku” przy ladzie którego po jednej stronie stoją goście z worami odpadów a po drugiej – firma je odbierająca.
Przy takim postawieniu sprawy – a jest ono logiczne i wynika też z komercjalizacji usługi – należy pytać o rozliczenie kosztów przejęcia przez firmę infrastruktury produkcyjnej – by się to mogło tak nazywać. W to wchodzić by powinny koszty ucywilizowania Baryczy, wybudowania spalarni czy kosztów tzw umowy społecznej. Te koszty mieszkańcy już ponieśli – to na jakiej zasadzie ma się odbyć uwłaszczenie firmy na tym majątku? To pytanie równoległe do problemów Państwa wobec firmy obdarowanej autostradą z którego to układu jak widać nie można się jakoś wyplątać a ludzie płacą za wyrób autostradopodobny. Ponoć my nie mamy źle w stosunku do odcinak Wa-wa – Poznań.
I te problemy stawiam przed nie tylko Radnymi ale też przed ustawodawcą. Może chce jak najlepiej, ale dla wygody zarządzania i organizacji – jak widać chce obchodzić podstawowe rzeczy. Regułę zanieczyszczający płaci i następne tu wymienione – a te są zapisane w prawie jako zasada zrównoważonego rozwoju i w jej obrębie – rzeczywistej troski o środowisko i zasoby a także – energię.
I na koniec powiem rzecz najbardziej oburzającą.
Są w mieście fachowcy, są zapewne – ekodoradcy. Oni tego nie wiedzą? Zapewne wiedzą, tyle że i urzędnicy im wytłumaczyli że inaczej się nie da, że tak być musi – bo przepisy – a także siedzą w trybach eko-polit-poprawności.
Namawiam – spróbujcie inaczej. Da się, nie takie rzeczy się dało. A poza tym ile za te eko doradztwa bierzecie? Może by jakoś tak inaczej by się dało by mieszkańcom te śmieci, ilość kubłów do których normalny Kowalski (przepraszam Kowalskich) już dawno nie wie co i jak ma wrzucać by straż miejska go za frak nie złapała.
Może łatwo się mi mówi. Lecz spróbować chyba warto. Byle przyjąć inne patrzenie na sprawę i na obsługę (trudne słowo) mieszkańców.