Bardzo jednoznaczne podkreślanie przez przedstawicieli rządu, iż wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w obecnych warunkach wskazuje dość wyraźnie, że wybory odbędą się tak, jak wynika z terminów, a więc 10 maja. Bez zmiany konstytucji - na co nie ma zgody opozycji - lub bez wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, ewentualnie stanu wyjątkowego, głosowanie musi się odbyć zgodnie z planem. Teraz zasadnicze pytanie brzmi, czy obóz rządzący zdoła przeprowadzić wybory w całości korespondencyjne. Jeśli ustawa zostanie przyjęta w poniedziałek,

będzie to wciąż możliwe, choć też bardzo trudne. Co ważne, proponowane rozwiązania sprawiają, że samorządy nie będą w stanie zablokować procedury, ponieważ tam, gdzie odmówią współpracy, zastąpi je wojewoda.
CZYTAJ: Czy wybory w maju są wciąż możliwe? Wszystko w rękach POCZTY. Jeśli Sejm przyjmie ustawę w poniedziałek, może się udać!
Wciąż nie wiadomo, jak zagłosują posłowie Porozumienia. Teoretycznie jest ich 18, ale w razie konieczności wyboru pomiędzy interesem całego obozu a stanowiskiem Jarosława Gowina liczba ta z pewnością stopnieje. Czy na tyle, by ustawa przeszła? Tego nie wiemy. Komunikaty płynące ze strony liderów ugrupowania są dość sprzeczne.
Nie ma też jasności, dlaczego Jarosław Gowin wciąż sprzeciwia się wyborom 10 maja. W swoich wypowiedziach argumentował, że to „wybór między życiem a śmiercią”, czyli zwracał uwagę na zagrożenie epidemiologiczne. W takich warunkach powinien jednak tym bardziej popierać pełne głosowanie korespondencyjne, zdecydowanie najbezpieczniejsze. Z tego pata trzeba przecież jakoś wyjść, używając tych narzędzi politycznych, które są dostępne. Zwłaszcza, że nie ma żadnej pewności, iż latem lub jesienią będzie pod względem epidemiologicznych dużo lepiej. Każdy doświadczony polityk - a Jarosław Gowin ma ogromne doświadczenie - wie też, w jak niestabilny okres wchodzimy. Zwalczając szybkie wybory godzi się na ogromne ryzyko polityczne, bliskie działaniom samobójczym. W imię czego wybiera spacer po tak kruchym lodzie? Zapewne odpowie, że „w imię życia lub śmierci”. No tak, ale dlaczego wobec tego nie jest za niemal w pełni bezpiecznymi wyborami korespondencyjnymi?
W sumie sprzeciw Jarosława Gowina sprawił, że w czasie bardzo szczególnym Polacy dowiedzieli się, że politycy Zjednoczonej Prawicy kłócą się i negocjują po nocach. Zmarnowano sporą część kapitału związanego z relatywnie skuteczną walką z zagrożeniem. Podważono sprawczość, która była jedną z przyczyn sukcesu politycznego całego obozu. Zaryzykowano bardzo wiele w imię niejasnego i politycznie niewiarygodnego planu zablokowania wyborów. Planu, którego jedynym beneficjentem byłaby opozycja, bo Polacy też by na nim stracili. Jest bowiem w interesie kraju jak najszybsze załatwienie sprawy. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej poradzimy sobie z wychodzeniem z kryzysu.

Tekst ukazał się na portalu wPolityce w dniu 5 kwietnia 2020r