Tradycja służy zachowaniu porządku świata. Jeśli ją złamiemy, świat się skończy - Paulo Coelho

Jestem już naprawdę zmęczony. Czym? Całą tą atmosferą korona-pandemii i czekaniem na nadchodzące. Tak, czekaniem, gdyż prawdziwe problemy zaczną się dopiero za czas jakiś. Proszę mnie dobrze zrozumieć… W żadnym razie nie bagatelizuję grozy sytuacji i niespodziewanych oraz przypadkowych śmierci. Wiem jednak, iż to dopiero preludium złych czasów. Za miesiąc, kwartał albo pół roku, skaleczony świat zacznie powracać do pionu. Brzmi dość neutralnie, ale w praktyce proces „unormalnienia” będzie przebiegał zupełnie inaczej niż wydaje się większości z nas.

Tak już bowiem jest, że pokryzysowy modus operandi stosowany przez możnych tego świata w żadnym razie nie polega na aksamitnych negocjacjach reprezentantów całej „ludzkości” i spijaniu sobie z zakłopotanych dziubków, lecz jest bezlitosną przepychanką i poważnym grożeniem paluchem. Ten kto potrafi czynić to lepiej z miejsca zajmuje pool position. A gdy jeszcze posiada odpowiednie zasoby i możliwości, to klękajcie narody!
Mam takie przeświadczenie, iż niebawem będziemy świadkami wielkich przetasowań i niemal gangsterskich szantaży na poziomie państwowym. Główne mocarstwa tego świata pokażą już za chwilę na co je stać. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że jednemu lub drugiemu przywódcy którejś z pierwszoligowych potęg załamie się głos przy terroryzowaniu słabszych partnerów lub zadrży ręka przy podpisywaniu rozkazu ataku na przysłowiowy „Tiutiurlistan”, to jest w gargantuicznym błędzie. Wielcy tego świata, w interesie własnych narodów, ruszą na łów, a obiekty ataku albo skrewią albo…
Przyznam się otwarcie, że niemal pozbyłem się złudzeń co do naszej, polskiej, niezwyciężoności. Taki pogląd był aktualny i w pełni prawdziwy w czasach rozkwitu I Rzeczypospolitej, tj. wtedy gdy duch w narodzie buchał wysokim i krwistym płomieniem. Dziś, jako wspólnota, jesteśmy raczej tylko cieniami naszych przodków. Siermiężnymi dublerami historycznych tytanów bez woli walki, świadomości własnej wartości i husarskiej odwagi. Co więcej! Wszelkie projekty zorientowane na pracę u podstaw znajdują w mig całe tabuny rodzimych przeciwników i krytykantów, którzy w życiu nie stworzyli niczego interesującego, ale znają się – podobno - na wszystkim. Ta narracja w połączeniu z niczym nie uzasadnionym prowincjonalizmem rzekomego europejskiego parweniusza, stawiają nas na pozycji przegranej jeszcze przed rozgrywką. Osobiście nie potrafię tego pojąć. Mierzi mnie taka postawa i plwam na królicze serca. Cóż jednak począć, gdy w trakcie rozmów z ludźmi jakoś tam mi bliskimi oraz mniej lub bardziej znajomymi, nuta zwątpienia i rezygnacji przebija wszystkie inne. Problem ten jest niemal namacalny i źle wróży w kontekście nadchodzących wyzwań. Nie chcę jednak abyśmy znów dawali ciała i tradycyjnie za pośrednictwem artystów z „Piwnicy pod baranami” dawali wyraz swej czarnej frustracji. Z tej racji oczekuję, że czynniki odpowiedzialne za los naszego narodu zdobędą się na podjęcie wyzwania i zakomunikują obywatelom: co nas czeka i jaki scenariusze będziemy realizowali? To jest prawdziwa racja stanu. My i oni. Musimy być jako wspólnota skałą, niczym ewangeliczny Piotr, która wytrzyma każdy napór rozszalałego oceanu. Tak jak nasi antenaci. Stać nas na to, ale trzeba nam wykrzesać z siebie ukryte od wieków, lecz wciąż aktywne, pokłady energii. Wszak nie wypadliśmy sroce spod ogona i nie mamy się czego wstydzić! Ba, z naszych osiągnięć, zwycięstw i oryginalnej kultury winniśmy być prawdziwie dumni. Nie raz i nie dwa wychodziliśmy z opałów obronną ręką. Między innymi dzięki sięganiu do naszej tradycji. A ta, wbrew pozorom, jest niczym przepastny i przebogaty skarbiec. Wystarczy doń sięgnąć. Bóg i fortuna sprzyjają dzielnym…

Tekst ukazał się na Salon24.pl w dniu 25 kwietnia 2020