Widząc jak wygląda Polska w ostatnich dniach, można coraz mocniej dziwić się, że wciąż tak wielu oponuje przeciw majowym wyborom (i że są wśród nich tak – zdawałoby się – racjonalni ludzie jak parlamentarzyści partii Gowina).Czy przemawiają za tym tworzące się w piątek korki na wylotówkach w Warszawie? Czy w Ciechanowie naprawdę boją się głosować? A może klienci Ikei w Katowicach za nic w świecie nie stanęliby w kolejce do lokalu wyborczego?

Również majówkowe zdjęcia w mediach społecznościowych z wypadów w rodzinne strony – nad jezioro, na grilla, na spotkanie z rodzicami – pokazują, że wielka kwarantanna odchodzi do przeszłości. Dodatkowo w tzw. Polsce powiatowej pandemia wygląda inaczej niż w dużych miastach. Tam od początku nie każdy chodzi w maseczce, a czasem na tych, którzy ją noszą, patrzy się jak na ufoludki.
Jednym z najważniejszych celów kwarantanny – obok zahamowania epidemii – było nauczenie się funkcjonowania w czasach koronawirusa. I to się udało. Polacy wiedzą, jak bezpiecznie zrobić zakupy, załatwić sprawę na poczcie, w urzędzie, czy w szpitalu. Byłem wczoraj w jednej z największych stołecznych placówek ochrony zdrowia. Długa kolejka do wejścia, wpuszczani tylko pacjenci, bez jakichkolwiek osób towarzyszących, wszyscy w maskach czy przyłbicach, z zachowanymi odstępami w kolejce. Wiemy, jak się zachowywać, jak uniknąć zakażenia. Nie mam wątpliwości, że poradzimy sobie przez parę minut w lokalu wyborczym i przed nim. Wystarczy nie dostać małpiego rozumu i wciąż zachowywać zasady.
Gdzie w tym wszystkim znajdują się politycy Porozumienia, którzy rozpętali największy kryzys polityczny w ostatnich pięciu latach? Są rażąco niekonsekwentni. Domagają się dużo szerszego otwarcia gospodarki, a więc sklepów, czy większych zakładów pracy, a nie chcą pozwolić zorganizować wyborów, które jednak narażają zdrowie Polaków w dużo mniejszym stopniu.
To nie kto inny, a poseł Michał Wypij postuluje, by „maksymalnie szybko restartować naszą gospodarkę”. To Jarosław Gowin chce „jak najszybciej przejść do wyprowadzania polskiej gospodarki ze stanu hibernacji”. Czy bezpieczny czas na te działania będzie po 25 maja? Czy może od czerwca – a jeśli tak, to jaką różnicę robi tydzień? A może dopiero w lipcu byłoby to możliwe? Tylko wtedy chyba nie byłoby już „maksymalnie szybkie”, „jak najszybsze”. I skąd zatroskani o zdrowie Polaków politycy Porozumienia wiedzą, jakie będziemy mieli dane dotyczące epidemii za miesiąc, dwa, trzy?
Im bliżej wyborów, im bardziej się „odmrażamy” i im bardziej posłowie partii Gowina się upierają przy przełożeniu wyborów, tym wyraźniej widać paradoks ich działania.
A zatem musi tu chodzić o coś zupełnie innego niż bezpieczeństwo Polaków. Czy tylko o niechęć do zmiany zdania w obawie o utratę twarzy? Czy z tego wynika ten upór? Czy jednak gra toczy się o zupełnie inną stawkę – o nową układankę na politycznej scenie, w której Jarosław Gowin próbuje się budować w kolejnej konstelacji, z następnymi „partnerami” (to jego określenie po rozmowach z liderami PO czy PSL)?
Odpowiedzi na to pytanie szukamy z Marcinem Wikłą w nowym numerze tygodnika „Sieci”. Rozmawialiśmy z większością parlamentarzystów partii Gowina. Ten kalejdoskop opinii znajdą Państwo w artykule „Małe (nie)Porozumienie”. Jeden z posłów tej formacji powiedział nam:
Moim zdaniem to Maksymowicz uknuł całą intrygę, żeby odsunąć Szumowskiego albo przynajmniej zniechęcić go do dalszego ministrowania. Liczył na to, że z biegu wejdzie na jego miejsce. Dlatego to były minister zdrowia w rządzie Buzka najgłośniej krzyczał, że nie da się przeprowadzić wyborów. To on wciągnął w tę grę Gowina, grał na kryzys wewnątrz PiS i swój awans.
Od innego usłyszeliśmy:
Kolejność zdarzeń była taka: premier z ministrem zdrowia są zaniepokojeni, że te wybory mogą być w maju nie do przeprowadzenia, proszą Gowina, żeby to przeanalizował, bo ma zaplecze eksperckie w postaci naukowców. Ten zleca analizy Maksymowiczowi, a wiceminister rozkręca się na cztery fajerki. Jak już się rozkręcił, to teraz trudno mu się odkręcić.
Może więc prawda jest bardziej banalna i chodziło o osobiste ambicje bliskich współpracowników Gowina, którzy namówili szefa na zalicytowanie wysoko, zapędzili się w tym, a teraz nie wiedzą, jak się wycofać? Jeszcze jeden głos, tym razem przedstawiony pod nazwiskiem przez posła Włodzimierza Tomaszewskiego, który wspomina lata 90. i upadki trzech gabinetów konserwatywnych, bądź zawierających spory pierwiastek konserwatyzmu:
Jestem pięć lat starszy od Gowina. W związku z tym bardziej bezpośrednio przeżyłem upadek kolejnych rządów – Olszewskiego, Suchockiej, a później Buzka, który nie miał kontynuacji w kolejnej kadencji. Pamiętając o tamtych zdarzeniach, dziś musimy zrobić wszystko, by rząd utrzymać. Jeżeli dziś mówimy o nowym otwarciu dla gospodarki, skuteczniejszej walce z wirusem, to potrzeba jest do tego silnego rządu, a nie przepychanek i jakichś iluzji, że można stworzyć jakąś inną koalicję.
Czy partyjni koledzy wezmą sobie do serc tę lekcję historii najnowszej? Jeśli wsłuchać się w słowa wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Iwony Michałek (posłanki Porozumienia), można dojść do wniosku, że niektórzy nie liczą się już z niczym, a szykują się na batalię o spychanie odpowiedzialności za kryzys polityczny:
To już musi pan koalicjanta pytać. My jesteśmy za Zjednoczoną Prawicą i nadal chcemy w niej być. Ale jesteśmy przeciw majowym wyborom, bo one są nie do zrobienia. Gdyby PiS się uparło, to trudno. Wezmą za to odpowiedzialność.
Uzasadnione są wątpliwości, czy pani minister i wszyscy jej partyjni koledzy zdają sobie sprawę z implikacji swojej wolty. Również osobistych, bo – jak zaznacza poseł Tomaszewski:
Jest oczywistością, że jeśli wybory majowe zostaną uniemożliwione, to grozi nam również scenariusz przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Jeżeli posłowie Porozumienia sobie tego nie uzmysłowią, to powielą – w trochę innym kształcie – błędy prowadzące do upadku tamtych rządów. A przy okazji sami się pozbawią mandatów. Przecież nikt ich nie wpuści na inne listy. Partia podzieli los Kukiza.
Nie chodzi o żadne ultimatum, ale naturalne konsekwencje politycznych decyzji. A wśród nich – wyrzucenie do kosza różnych „planów Sośnierza”, a może nawet „konstytucji dla nauki”. Naprawdę warto?

Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl 5 maja 2020r