Jak to już zapewne każdy wie, autorem znaku "***** ***" jest raper Taco Hemingway, który użył go w ekranie końcowym teledysku "Polskie Tango", a ten z kolei wrzucił do sieci przed ciszą wyborczą, gdzie jak się domyślam miał ów klip walczyć dzielnie i do chwili oddania ostatniej karty wyborczej pracować przeciwko kandydatowi PiS. O ile nie pomogło to przegrać Dudzie to na pewno pokazało trzy rzeczy. Po pierwsze, że cisza wyborcza w erze internetu to relikt przeszłości.

Wszystko co zostanie wrzucone do sieci tuż przed jej rozpoczęciem pracuje bardzo aktywnie i zgodnie z zamysłem autorów przez kolejne dni, kiedy wszystkie tradycyjne media są w tej kwestii zblokowane. Teledysk w pierwszych dniach, wliczając w to także okres trwania ciszy wyborczej, obejrzało ponad 700 tys osób i nawet jeśliby przyjąć, że niektóre osoby klikały go parę razy, to fakt, że oglądany był w tak gorącym czasie, powinno dać wiele do myślenia ludziom, którzy stoją na straży ustawowej zasady milczenia. Umówmy się, albo włączamy na ten czas kontrolę internetu dla wszystkich treści agitacyjnych, co byłoby trudne jeśli w ogóle wykonalne, zważywszy, że zacznie się zaraz dyskusja co jest materiałem wyborczy a co nie, albo dajmy sobie u licha spokój z tą całą ciszą wyborczą i niech walka o głosy trwa do ostatniej minuty. Nawet gdyby to miało w praktyce oznaczać, że ulotki kandydatów będą wciskane ludziom jeszcze przed wejściem do lokali wyborczych. Tak będzie po prostu uczciwej, a aparat państwowy nie będzie musiał zajmować się duperelami typu "zakłócenie cieszy wyborczej".


Druga sprawa, która wyszła przy okazji tego teledysku to całkowite oderwanie rządzących a raczej jej spin doktorów od tego co się dzieje na tak zwanym mieście. Rozumiem, że tego co tam się kroiło od miesięcy mogli nie zauważyć politycy, ale ktoś tam przecież bierze kasę za to by orientować się w takich sprawach i móc odnotować fakt jak wiele antypisowskich klipów pojawiło się w sieci od czasu Polskiego Tanga. A i jeszcze to, że narasta fala, która zawsze najpierw wzbiera w sieci by po osiągnięciu odpowiedniej energii wylać się na ulice. Te protesty nie zaczęły się bowiem nagle i z jakiejś konkretnej przyczyny, szczęściem u nas nie ma kultury by dusić kolanem ludzi na ulicy, ale wyraźnie narastały od czasu Tanga puszczonego przez rapera bijącego wszelkie rekordy popularności. Pod którego najpierw podczepili się inni raperzy, potem słuchający takiej muzy młodzi ludzie, do nich próbujący się im przypodobać zinfantylizowani nauczyciele i rodzice aż w końcu standardowo politycy Platformy Obywatelskiej walczący o głosy wszystkich wcześniej wymienionych. Tymczasem z niewiadomych mi przyczyn partia, która posiada agendy i zatrudnionych tam socjologów ale i służby monitorujące i sygnalizujące zachowania społeczne, nie widziała tego co wyłapałby licealista w pół godziny przy użyciu zaledwie komórki. Szczególnie, że my goniąc zachód przechodzimy wszystkie procesy, które skutecznie przetrawiły tamtejsze społeczeństwa w jednolitą papkę i wystarczy mieć oko na chronologię tych zmian by nie być zaskakiwany, by móc czytać przyszłość. Bo etap w który właśnie wchodzimy, gibając się w rytmie rapu, to przecież ojkofobia właściwa społeczeństwom Uni Europejskiej, w szczególności liderom tych krajów, która w skrajnych przypadkach przemienia się w "nienawiść do rodziny, ojczyzny, kultury narodowej i wspólnoty cywilizacyjnej, wyobcowanie połączone z niezadomowieniem, lękiem i frustracją". Taco jak większość wylansowanych a tego typu twórców płynie na tym zjawisku, nie przymierzając, jak młody szczur na starym kapciu myśląc, że żaden przed nim tego nie robił, że jest pionierem. Robił i to nie jeden gdy on jeszcze siedział w brzuchu swojej mamy, która być może dlatego, że nie je**ała Kościoła i była przeciwko aborcji zwyczajnie, ot patrz, wzięła i go urodziła. Co mnie najbardziej w tym ojkofobicznym rapie śmieszy to fakt, że jego przedstawiciele śpiewają o trudzie, brudzie i blokowiskach a taki Taco jeszcze o pierd***nej Polsce w którą już nie wierzy, podczas gdy właśnie w takiej Polsce, on i jemu podobni buntownicy z zawodu, rozwijali swoje kariery. Nie inaczej jest z Taco, który akurat za czasu je***ego przez niego PiSu jest u szczytu kariery i zanim przyjdzie kolejny młodszy szczur, by jeszcze bardziej ponarzekać na Polskę, czesze niewyobrażalną dla wielu kasę.

Natomiast ci co mają naprawdę ciężko i realnie patrząc poziom życia strudzonego Taco jest dla nich zupełnie nieosiągalny, nie widzą tej hipokryzji i kiwając się bezmyślnie w rytm tej paplaniny powtarzają ciche "true... true...". Głupie i niezrozumiałe a mimo wszystko są to mechanizmy nad którymi też trzeba się pochylić bo czasy się zmieniają i nie można opierać się li tylko na sondażach opinii publicznej, które dla dynamicznie zmieniających się i podzielonych społeczeństw wypluwają raz, że dane obarczone dużym błędem, dwa, nie pokazują nadchodzących ruchów jak te na ulicy. Takie podejście do spraw to wchodzenie w buty Episkopatu, który od lat porozumiewa się z wiernymi za pomocą listów duszpasterskich docierających tylko do tych, którzy akurat nie mają problemu z chodzeniem do kościoła. Takie przekonywanie przekonanych. Cała reszta pozostaje poza oddziaływaniem komunikatów wysyłanych tak przez jednych jak i drugich. A nie zgodzam się, że treści przekazywane przez te grupy są nieaktualne i mało chwytne. One takie są i zawsze będą bo taka jest ludzka dusza, żywi się pięknymi ideami pod warunkiem, że one trafią do niej bezbłędnie i w niezmienionej formie. I tu jest pies pogrzebany bo nie trafiają albo trafiają poprzez sfabrykowane przez przeciwnika przekaźniki odwracające znaczenie oryginalnego przekazu, przez co ta cała komunikacja jest jak rzucanie grochem o ścianę a w najgorszych przypadkach mimowolnym zatruwaniem serc i umysłów. Z całą odpowiedzialnością mogę dziś powiedzieć, że rząd jest dziś w równym stopniu głuchy co ślepy na te zjawiska zaś pokładanie nadziei w TVP, że weźmie ona na siebie cały ciężar bieżącego translatowania i przesyłania komunikatów jest klasycznym snem ściętej głowy - świadomość tego faktu dotrze do zainteresowanego po fakcie. A oto i pierwszy z brzegu, dziecinnie prosty tego przykład; w efekcie braku wglądu w procesy zachodzące wokół nas doszło do sytuacji, że Andrzej Duda podczas swojej kampanii robił selfi z dzieciakami, która owe ***** *** miały napisane jak wół niebieskim markerem na koszulce. Nikt Dudy nie ostrzegł a podejść tak Prezydenta, zadrwić zarazem z PiS to jest na prawdę coś, kozackie zagranie, którym można się potem chwalić w Internecie, pokazując jednocześnie, że rządzą nami wapniaki, które nie wiedzą o co kaman. Tymczasem tym dzieciakom wcale nie chodzi o PiS, one równie chętnie poniosłyby hasło "Jebać PO", o pardon miało być ***** **, ale o tzw. fun, żeby coś się działo. Kto przyglądał się protestom zapewne zauważyły jak szybko zaczęły się one przekształcać w uliczne dyskoteki gdzie w dodatku królowało techno. Na szczęście coś wyraźnie się w tej kwestii zmienia skoro Orlen skupił dorodną garść prasowych tytułów. Nareszcie!


Teraz trzeci wniosek jaki płynie z piosenki Tango Polskie, lecz głównie z ulicy i ław sejmowej opozycji, nie obejdzie się jednakże najpierw bez stosownego wprowadzenia. Otóż jak może niektórzy wiedzą albo i pewnie nie, bo projekt ma zaledwie 5 lat, Wydawnictwo Naukowe PWN w specjalnym plebiscycie wybiera młodzieżowe słowo roku. To jest ten rodzaj inicjatywy, który nie przyciąga niczyjej uwagi, dla którego trudno nawet znaleźć sens istnienia i siedzi to-to cicho w krzakach do czasu aż nazbyt głośno pierdnie, właśnie tak! Nie inaczej było z kapitułą tego konkursu gdy nagle ogłosiła, że w tym roku nie będzie słowa zwycięskiego albowiem okazało się, że największą popularnością cieszy się słowo Julka - określające dziewczę o poglądach lewackich, w swym zagubieniu krążące po ulicach, posługujące się pozdrowieniem zasłyszanym w domu: "wyp*****lać". "W sytuacji, w której wyśmiewane „Julki” są bite na ulicach, kapituła plebiscytu na mocy regulaminu zdecydowała, że nie wygra słowo wyśmiewające czyjeś poglądy" - to część uzasadnienia werdyktu podanego przez jury, którego członkowie co do jednego umieśli na swych profilach pioruny lub tęczę. Jak widać bardziej przeszkadza elyciej imię rzucane z przekąsem niż bluzgi miotane przez "Julki". To się też wyraźnie kłóci z podejściem do polskich Januszy i Grażyn, o których dobre samopoczucie nikt swego czasu nie zadbał, no ale my już teraz wiemy dlaczego; Julki męskie i żeńskie wchodzą w skład kapituły. Oczywiście mogli spokojnie wybrać inne słowo z tysięcy jakie napłynęły ale musieli swój sprzeciw, swoje J**ać PiS, też jakoś przecież zasygnalizować, puścić porozumiewawcze oko. Stąd tegoroczny brak werdyktu przejdzie do historii, a my te jury dzięki temu także dobrze zapamiętamy. Mam też nadzieję, że do historii przejdzie wkrótce cały konkurs gdy młodzież zrozumie, że ci sędziowie to nie tyle Julki co właśnie Janusze i Grażyny, zarazem "dzbany" co z zabawy zrobiły politykę. O! to teraz już po tak obfitym wstępie, możemy pomówić o tym czego nas na koniec uczy sejmowa opozycja.


Piszę albowiem o tym żałosnym plebiscycie, bo choć nie wiem jak wyglądał zbiór zgłoszonych haseł to jestem przekonany, że w tym właśnie roku powinno tam się znaleźć słówko "zlemparcieć" - jako synonim zdziczenia, ekstremalnego schamienia. Rzecz jasna lewacka wrażliwość członków jury kazałaby im to słowo ocenzurować, niemniej wygrałoby jak sądzę w cuglach. Zwrócił mi na nie uwagę jeden z czytelników, zarazem oryginalny w swych spostrzeżeniach komentator, dla którego język i zachowanie protestujących było wystarczającym dowodem, że tłum poddał się zabiegowi dla potrzeby określenia którego ukuł on sobie takie właśnie słowo. Owo zlemparcenie to zarazem główna przyczyna dla której coś, co wydawało się być z początku groźne rozeszło się, nieprzebierając w słowach, jak pierdel w powietrzu.
Moje ciągoty do zgłębiania zjawisk nowych kazały mi razu pewnego, oczyma wyobraźni wejść w ów tłum by poczuć te emocje i ten dym. Skandowałem wtedy wraz z otaczającymi mnie dziećmi "je**ć PiS" na przemian z "wypier**lać", patrzyłem jak mury kościoła porywane są wulgaryzmami i jak mała grupka na czele z posłanką PO wpada na mszę świętą, obserwowałem jeszcze na wpół przytomne dziewczynki jak krzyczały do swych ojców, że wydarcie dziecka z ich łona było cudowną sprawą a wszystko to w świetle kamer... I nagle, nagle poczułem żywy wstyd, wstyd jak jasna cholera. Tak straszny wstyd, że zapaść się pod ziemię to byłoby mało. A zaraz potem niewypowiedzianą ulgę, że to była tylko taka projekcja. Wizja, która jednakże dała mi możliwość wejścia w temat głębiej a przez to odnaleźć odpowiedź na pytanie - co się stało, że ostatecznie nie stało się to co się stać miało? Otóż nie stało się to co się stać miało bo nieoczekiwanie na imprezie stawił się wstyd, obciach i siara. Zwał jak zwał, bo choć zależnie od wieku każdy pomyślał inaczej to jednak wszyscy o tym samym. To przebudzenie, które przerzedziło tłumy, przyszło wraz z refleksją, że to co się wyprawia na ulicach to jest zwykła obora a jeszcze uderza w kulturowe podstawy wspólnego bytu. Wszak poczucie, że "z kraju nad Wisłą to my Polacy" wciąż żyje, wciąż oparte jest o wspólną historię, język, kulturę a wszystko to przepełnione religią niczym dobra kasza skwarkami. Nie wiem, lecz być to może, że Lempart spędza dzień święty w łóżku z inną, równie ponętną Julką lecz większość z nas wciąż świętuje w kościołach i w najgorszych snach nie przypuszczała, że sensem tego strajku, w który została wplątana, będzie szturm na miejsca do których oni zwyczajowo zechcą pójść w najbliższą niedzielę. Że to będą te same kościoły do których, jak obyczaj każe stary, wstaniemy za niedługo wprost od stołów wigilijnych by udać się na pasterkę. Przyjdzie się wtedy co prawda niektórym zarumienić, gdy na murach wciąż będą widoczne ślady bohomazów, których powstawaniu część choćby tylko a jednak przyglądała się biernie. Nie pozwoli to spędzić świąt w nastroju właściwym, będzie trzeba przestać co swoje w pokorze sięgając myślami tamtych haniebny dni - dlatego szczerze zachęcam do spowiedzi, bo to zazwyczaj skutecznie skraca męki. Wszak każdy kto choćby w sposób biernym a jednak brał udział w zgromadzeniu przeciwko życiu lub choćby tylko dał zgodę na udział w tym spektaklu swoich dzieci, wystawił publiczne świadectwo nieuporządkowania - a nie ma innej drogi powrotnej z otchłani chaosu jak tylko poprzez konfesjonał. Tym samym w kwestii religijnej temat mamy niejako wyjaśniony albowiem ci których akt profanacji kościołów nie zawrócił do domu wymagają innych zgoła konsultacji. A będąc przy okazji tak tylko ironicznie rzucę, że psycholodzy, którzy zawsze tak chętnie gościli w mediach, bez często choćby wstępnego nawet rozpoznania sprawy, zauważcie, siedzą cicho jak myszy pod miotłą. A teraz, właśnie teraz gdy płynie ulicami rzeka ludzi młodych, właściwie to już zaledwie strumyk ludzi, ale wciąż ludzi chcących zwrócić uwagę na siebie, uwagę szczególnie swych bliskich, krzycząc do nich: "jestem!" - teraz jak nigdy wcześniej przydałby się głos poety wołającego na puszczy. Przepraszam psychologa.


Ale zostawiając raz jeszcze kwestie religijne i społeczne a wchodząc zarazem na pole rozważań politycznych trzeba jednocześnie wskazać, że protesty te dały być może początek zmian w sposobie odbierania przez wyborców obu stron sporu. Proszę zauważyć, że o ile nie powinna dziwi niechęć Polaków do brania udziału w akcjach wycelowanych w Kościół Katolicki o tyle zastanawiającym może być fakt, że to "J**ać PiS" owszem było niesione i skandowane ale bez wyraźnego przywiązania doń większości. To bardzo wyraźnie widać na nagraniach. Być może to kwestia wulgaryzmu, które nie pozwoliło utożsamić się z tym hasłem do końca, niemniej ja bym odbierał to jako jaskółkę pierwszych zmian. Nie twierdze, że kolejne wybory mamy w kieszeni, ani nawet, że wyborcy Dobrej zmiany zaczną nagle odważniej prezentować swoje preferencje tak, że sondaże zaczną szybować w górę, niemniej obciach, który był zarezerwowany tylko dla tej części sceny politycznej ewidentnie staje się właśnie cechą Platformy Obywatelskiej. Wynika to z dwóch rzeczy.
Po pierwsze z dużym opóźnieniem ale jednak w końcu zaczyna docierać do wyborców, że to co dostali od tej ekipy to jest bardzo konkretna pomoc, która znacząco odmieniła ich życie. Oni nadal oczywiście mogą ulegać propagandzie w zakresie kwestii będących poza możliwościami ich poznania, można im więc np. dalej wmawiać, że to co robimy na arenie międzynarodowej to "wstyd, hańba i rodzicom nieprzyjemność" ale to czego oni mogą dotknąć i ocenić powoli przestaje podlegać dyskusji. Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju programy pomocowe ale także lepsze pensje i ogólną poprawę jakości życia przekładającymi się na sposób postrzegania przyszłości. Rozmawiałem wczoraj ze znajomą nauczycielką z Białej Podlaskiej, która opowiedziała mi następujące zdarzenie. Oto podczas zwyczajowej pogaduchy z koleżanką, matką samotnie wychowującą dwójkę dzieci, rozmowa obu pań zeszła równie zwyczajowo na politykę. My już tak mamy, że politykujemy ile się da a choćbyśmy zaczynali rozmowę na temat opłacalności uprawy buraków pastewnych albo roju Leonidów przelatujących nad Polską i tak w końcu wejdziemy na tematy polityczne. Tak też się stało i tym razem. Moja terenowa agentka zagadnęła dość neutralnie jak się koleżance żyje na co dostała odpowiedź, że dobrze jak nigdy wcześniej lecz zaraz niepytana dodała, że broń Boże nie jest za PiSem. Ale, że trafiła na zwolenniczkę tej partii to od reki została skalkulowana. Od obecnej władzy dziewczyna otrzymuje: 1000+, 600+, wsparcie dla matki samotnie wychowującej dziecko, no i po zmianie ustawy alimenty zaczęły w końcu wpływać i to wpływać regularnie. To jest już duży pieniądz i jak zauważyła potem w rozmowie ze mną znajoma, jej koleżanka regularnie spędzać wakacje na wyjazdach. Samotnej mamie po tym dodawaniu zrobiło się wyraźnie głupio za to całość skwitowała szczerym "no faktycznie". Może to jest nic a może jednak powoli ludzie wychodzą z letargu, już widzą co mają i od kogo, a to dobry fundament by móc wyrwać się z więzi samozniewolenia, które każe im jak tej młodej kobiecie pilnować poprawności politycznej w najbliższym nawet towarzystwie. Niezależnie od tego procesu, katalizatorem zmian w sposobie postrzegania liberalnej strony sporu stało się poparcie jakiego Platforma Obywatelska udzieliła protestującym i samej Marcie Lempart - odsłaniając tym swoje prawdziwe oblicze politycznego zombi jakim jest od paru lat. Przy czym ten żywy trup nie zajmuje się niczym innym jak odsysaniem sił witalnych ze wszystkiego do czego się podepnie. KOD, Obywatele RP czy Strajk kobiety; wszystko co dotknęło PO wkrótce staje się trupem a tego czegoś liderzy odchodzą w niesławie lub z zarzutami. I o ile zombi wciąż sunie do przodu, pozostawiając za sobą niestrawione resztki wszelkich liberalnych a oddolnych inicjatywy, o tyle za sprawą udziału Borysa Budki w ulicznej hucpie, wszyscy wyborcy tej medialnie pudrowanej padliny mogli nieopacznie zauważyć, że coś tu jest nie tak, że to nie jest już ta sama partia, która kiedyś w swym logo umieściła uśmiech, która rozprawiała o miłości, której symbolem był Tusk i Merkel ściskający się w strugach ciepłej wody z kranu. W jednej chwili Platforma okazała się być zlepkiem ludzi agresywnych, pozbawionych przywódca, zakłócających msze święte, sugerujących co by nie było prezydentowi naszej Polski żeby wypier**lał, że nie wspomnę o bezustannym kapowaniu do Unii w kwestiach, które jak kanał w Elblągu, w każdym innym kraju byłyby powodem do dumy. Powtarzam, to jeszcze nic nie znaczy ale jeden z moich znajomych, ślepo wyznający świętą regułę bractwa Neumanna (trzymaj się z nami a nic ci nie będzie) widząc ten dziki ryk na ulicach powiedział mi jeszcze spokojnie acz już przez zaciśnięte zęby żeby spierd***li bo już się nie da wytrzymać. I tak się nagle fajnie zrobiło, że te baby prowadzone pod rękę przez posłów Platformy - pod kościół pójść nie mogą bo tam na nich czekają rozgrzani narodowcy a z ulic każą im wypier**lać do niedawna jeszcze ich zagorzali wyborcy. Słowem porobiło się.


Komentator o którym już tu wspomniałem, zwrócił mi słusznie uwagę, że procesowi lampertyzacji uległa nie tylko część wyborców ale cała Platforma Obywatelska nie wyłączając liderów - liczba mnoga, aczkolwiek trudno powiedzieć kto w tym przybytku robi aktualnie za burdel mamę. Bo Schetyna jaki był to był ale, że trzymał fason to się go pozbyto; jaja Budki, Sikorskiego i Arłukowicza niosą na tyczkach ulicami Warszawy babony spod znaku pioruna; a Wielgus, Nowicka i Jachira zdają się walczyć o laurum zwycięstwa ale już tylko w konkursie na Kobietę Roku. Teraz będę uwaga złośliwy - stąd dwie pierwsze wzorem kiboli roztrzaskują się o tarcze policji, ta trzecia, równie zawzięcie wcina w przerwie kozy z nosa. Brak lidera i spacer rynsztokiem to główna przyczyna zmian w sposobie odbierania partii miłości. A to wręcz niewyobrażalny błąd gdy wszystko bez wyjątku stoi przecież na dętym wizerunku. I co tu się dziwić, że po ostatnich protestach Polacy nie widzą nikogo w miejscu Dobrej zmiany?
Spadła maska Platformy. Ujrzeliśmy wykrzywioną od nienawiści twarz ich liderów i tego nie da się już wymazać z pamięci. Jak i żałośnie prezentującego się Borysa Budki, który łagodnie mówiąc jest chodzącym dowodem, że można dojść wysoko pomimo widocznych powikłań okołoporodowych. To smutne, że pozwolono mu żyć podczas gdy on sam jest teraz na aborcją. Taaak, to było niegrzeczne, wysoce chamskie wręcz nieludzkie a jeszcze zamierzone. Zlemparciałem.

Tekst ukazał się na Salon24.pl 10 grudnia 2020r