wPolityce.pl: Panie mecenasie, czy pan zna sprawę aresztowania i oskarżenia pana Antoniego Pikula z Jasła za działalność opozycyjną, a konkretnie kolportaż ulotek i innych materiałów solidarnościowcych w czasie stanu wojennego?

MECENAS JAN PYZIKJASŁA, działacz pierwszej i podziemnej „Solidarności”: Tak. Szczerze mówiąc jestem jedną z niewielu osób, które znają ją w miarę dobrze.

Może pan o niej opowiedzieć?

Mogę panu opowiedzieć to, co pamiętam i czego byłem świadkiem. A właściwie muszę, bo obraz przedstawiany przez media nie jest prawdziwy.

Jak było naprawdę?

Znam Antoniego Pikula od czasów pierwszej „Solidarności”. Razem w niej działaliśmy. Razem produkowaliśmy ulotki, u niego w biurze przy ulicy Kościuszki, niedaleko komendy powiatowej w Jaśle. Na parterze tego budynku mieściły się biura przedsiębiorstwa, którego dyrektor, przypuszczam, zauważył naszą działalność i złożył na ten temat donos na SB. Nie jako tajny współpracownik, ale oficjalnie. Znalazła się potem w aktach sprawy.

Wtedy wkroczyła SB?

Tak, SB dokonała przeszukania w biurze Pikula, gdzie znaleźli materiały różnego rodzaju, przypuszczam, że również te, które myśmy produkowali. I w tym samym czasie dokonano rewizji u mnie w pracy i w mieszkaniu w bloku.

To był sierpień 1982 roku. Czym pan się wtedy zawodowo zajmował?

Byłem wtedy radcą prawnym w spółdzielni mieszkaniowej. Do adwokatury przeszedłem znacznie później.

Co znalazła SB?

U mnie na nic nie trafili, żadnych materiałów nie znaleźli i mnie pozostawiono w spokoju. Natomiast Antoni Pikul został aresztowany. Z tego co pamiętam postanowienia o tymczasowym aresztowaniu nie wydawał prokurator Stanisław Piotrowicz. Ale nie sądzę żebym się mylił. Ta sprawa przecież żywo mnie interesowała, przecież gdyby wydało się, że też brałem w tym udział, niechybnie i ja trafiłbym do aresztu, a może i więzienia. Mieliśmy z żoną małe dziecko, nie uśmiechała się wizja trzech lat więzienia, a taka była najniższa kara za tego typu przestępstwo według dekretu o stanie wojennym.

Ale wie pan, że pod aktem oskarżenia widnieje podpis pana Stanisława Piotrowicza?

To wiem. Nie wiem natomiast czy on był w pełni jego autorem, bo różnie w tym czasie z tym bywało. Wiem natomiast na pewno, że ten podpisany przez Piotrowicza akt oskarżenia został wniesiony przez prokuraturę do sądu okręgowego w Krośnie i przez ten sąd został szybko prokuraturze zwrócony. Wówczas sprawa trafiła do prokuratury wojskowej w Rzeszowie i autorem aktu oskarżenia, który był później podstawą rozpoznania sprawy przez sąd wojskowy w Rzeszowie, była właśnie prokuratura wojskowa. Nie cywilna! I nie Piotrowicz! Wiem to bardzo dobrze, bo na tej rozprawie przed sądem wojskowym w Rzeszowie byłem osobiście. Znam jej przebieg. Znam też kulisy tej sprawy, które doprowadziły do uniewinnienia pana Pikula. Ale to temat na inną może rozmowę.

Widział pan się z Antonim Pikulem po jego wyjściu z aresztu? Rozmawialiście?

Tak, oczywiście. Spotakliśmy się po jego wyjściu z aresztu, jeszcze w stanie wojennym, jakoś pod koniec 1982 roku. Pikul opowiadał mi wtedy, że Piotrowicz był u niego na zapoznaniu się z aktami sprawy. To jest taka ostatnia czynność prawna przed zamknięciem postępowania i sporządzeniem aktu oskarżenia. Z reguły na tę czynność jeździ sam prokurator, obrońcy nie jeżdżą, czytają je poźniej w sądzie.

W wywiadzie dla tygodnika „w Sieci” poseł Piotrowicz opowiadał, że specjalnie zabrał wtedy do aresztu pana Stanisława Zająca, wówczas obrońcę Pikula, później polityka prawicy, także senatora Prawa i Sprawiedliwości, który zginął 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. I że razem tak prokurowali wyjaśnienia podejrzanego by sprawie skręcić łeb.

Od Pikula słyszałem osobiście iż to zapoznanie z aktami rzeczywiście przebiegało wyjątkowo. To znaczy prokurator Piotrowicz przyjechał wraz z adwokatem Zającem. Co więcej, wykorzystano przepis mówiący iż przy tej okazji podejrzany może nie tylko formalnie potwierdzić zapoznanie się z materiałami zgromadzonymi w aktach, ale także złozyć wyjaśnienia, zeznania. To jest bardzo rzadko stosowane, ale w tym wypadku nastąpiło.

Pikul mi mówił, że to zeznawanie wyglądało w ten sposób, że pytania zadawał Zając, a protokół spisywał Piotrowicz. Wedle jego ówczesnej relacji protokół został spisany pod dyktando Zająca, a co więcej, Piotrowicz nawet pewne rzeczy, nie pasujące do linii obrony, pomijał. Natomiast protokołowali także takie rzeczy, o których on nie mówił, a które były dla jego obrony korzystne. Piotrowicz, formalnie będący tam w roli prokuratora, wszystko to akceptował. Wszystko to słyszałem od Pikula. Ogólnie w tej rozmowie sprzed prawie 35 lat wyrażał się o Piotrowiczu bardzo korzystnie, był pełen uznania dla niego.

W „Gazecie Wyborczej” mówi teraz o tym tak: „Prokurator Stanisław Piotrowicz palcem w mojej sprawie nie kiwnął”.

Przeczytałem ten wywiad i to jest między innymi powód dla którego rozmawiamy. Nie mogę obok tego przejść obojętnie. Nie mogę. Jestem tym zszokowany! Co on mówi?!

Nieprawdę?

Nieprawdę. Mija się z prawdą, powiem delikatnie… Tu muszę dodać jedną rzecz o której nie widzą ludzie oglądający telewizję, a która rzuca ważne światło na całą sprawę. Otóż potem nasze drogi się rozeszły. Pikul został sympatykiem Unii Demokratycznej, bardzo, bardzo zaangażowanym, bardzo emocjonalnym. Dziś jest sympatykiem Platformy Obywatelskiej, w każdym razie tamtej strony, i bardzo rzadko już się spotykamy. Właściwie wcale.

Także kilka lat temu pan Pikul mówił o roli prokuratora Piotrowicza pozytywnie. Wyraźnie zatem zmienił ostatnio pogląd na tę sprawę, jakby na nowo pisze tę historię. Uważa pan, że jego poglądy polityczne mogły mieć na to wpływ?

Osobiście jestem o tym przekonany. Mój domysł jest taki: ze względu na rolę jaką odgrywa pan poseł Piotrowicz w sporze z Trybunałem Konstytucyjnym postanowiono zorganizować na niego atak. Szukano amunicji, przypomniano sobie program telewizyjny sprzed dwóch lat i postanowiono Pikula do tego wykorzystać. Jak go do tego nakłoniono, jak przekonano do tak radykalnej zmiany opinii i zaprzeczenia temu, co mnie mówił w roku 1982 - nie wiem. Podkreślam raz jeszcze: wówczas pan Pikul o Stanisławie Piotrowiczu wypowiadał się bardzo przyjaźnie, pozytywnie, z uznaniem, bez cienia pretensji! Pan Pikul wie też, że Piotrowicz go nie oskarżał, bo akr oksarżenia, który pojawił się przed sądem, przygotowała prokuratura wojskowa. Ten przygotowany przez Piotrowicza wrócił z sądu.

Możemy uznać, że dlatego iż nie dawał podstaw do oskarżenia i skazania? Że był - jak twierdzi Piotrowicz - przygotowany by sprawie ukręcić łeb?

Pewnie tak można domniemywać, ale tego nie wiem. Z całą odpowiedzialnością mogę natomiast powiedzieć, że łeb sprawie Pikula ukręcili śp. adwokat Stanisław Zając z prokuratorem Stanisławem Piotrowiczem i jeszcze kilka innych osób, które znały pana Pikula. Treść akt miała znaczenie w mojej ocenie drugorzędne.

Wspomniany w tej rozmowie śp. Stanisław Zając, z którym pan potem blisko współpracował, znał Piotrowicza zarówno w okresie PRL, jak i późniejszym. Byli politykami tej samej partii, zasiadali w tym samym klubie parlamentarnym. Jaki był jego stosunek do Piotrowicza? Można domniemywać, że gdyby uważał go za człowieka, który zachowywał się niegodnie, nie zaakceptowałby tej współpracy.

Osobiście sądzę, że to śp. Stanisław Zając wprowadził Stanisława Piotrowicza do polityki, że on go nakłonił do startu na senatora. To była bardzo przyjazna relacja, byli w bardzo dobrych stosunkach.

Pan zna dobrze posła Piotrowicza?

Prawie go nie znam, nie miałem z nim styczności. Wszystko co mówię pochodzi z moich obserwacji i opowiadań innych osób, w tym zwłaszcza Pikula. Zresztą, Pikul nie tylko mnie pozytywnie mówił o Piotrowiczu. To samo, przypuszczam, musiał mówić Bogdanowi Rzońcy..

…posłowi PiS z Podkarpacia, który z sejmowej mównicy bronił dobrego imienia Piotrowicza i powołał się na relację Pikula słowami:”Ze słów pana Antoniego Pikula wynika jasno, że postawa posła Piotrowicza, wtedy prokuratora, była jedynym sposobem, która uchroniła go od więzienia”?.

Tak. Jestem przekonany, że Rzońca powiedział to, bo słyszał to od Pikula. Inaczej by tych słów nie wypowiedział. A Pikul nagle się tego wypiera… No jak tak można postąpić, w takiej sytuacji człowieka postawić?! Rzońca mówił prawdę! A teraz chcą mu jakieś postępowania w komisji etyki robić. No tak nie wolno! Dla mnie ta wolta Pikula jest czymś niepojętym, zaskakującym.

Duża polityczna emocja się za tym kryje?

To chyba coś więcej… Dotarto do niego i przekonano by dostarczył, niezgodnie z prawdą, amunicji na posła Piotrowicza. Coś więcej się za tym według mnie kryje.

Podsumowując, jak pan ocenia tę całą medialną akcję wokół pana Piotrowicza?

Robi mu się straszną krzywdę. W rzeczywistości jest to historia bardzo typowa dla tamtych czasów. Oficjalnie pan Piotrowicz był prokuratorem, a nieoficjalnie, w sposób tajny, robił co mógł by ludziom, w tym panu Pikulowi, pomóc. Wtedy takie działanie zawsze robiło się w najgłębszej tajemnicy, bo konsekwencje mogły być bardzo, bardzo poważne.

rozm. gim

CZYTAJ TEŻ KONIECZNIE: UJAWNIAMY. Przełom w sprawie przeszłości posła Piotrowicza. Represjonowana działaczka „S” z Krosna wspomina: „Dzięki jego odwadze nie trafiłam do więzienia, nie odebrali mi dzieci, a sprawę umorzono”

Tekst ukazał się na portalu wPlolityce 12 grudnia 2016r