Wiadomość o śmierci Marianny Popiełuszko ? matki błogosławionego ks. Jerzego przypomina nam o kilku prawdach które wskazała sama swoim życiem. Przypomnijmy niektóre z nic, które do mnie szczególnie przemówiły.

W tamtych latach, a właściwie roku, jako człowiek, który tylko słyszał za pośrednictwem transmisji radiowych niektórych homilii jej syna ani przecież nie widziałem Jej ani też nie znałem wcześniejszej drogi księdza Jerzego i w ogóle o wielu innych rzeczy, co do których dziś mamy wiedzę nawet dość kompletną. Wtedy ważne było co mówił, nawet nie jak mówił, i że był kapłanem Solidarności. Matkę ma lub miał każdy, i ta zostawia w każdym ślad. Dobry, zły ale zostawia. O tym więc, że ks. Jerzy ma, lub miał  Mamę, nawet się nie myślało, mając jednak domyślną pewność Jej roli w formacji tego księdza. Do seminarium na ogół nie wychodzi się z domu bezbożnego i od Matki niewierzącej.

Ktoś powie- religijność wiejska, obrzędowa  niezakorzeniona powierzchowna.

Nawet wtedy się przecież nie wiedziało czy rodzice, rodzeństwo ks Jerzego są, co robią. Nawet nie była znana wcześniejsza historia tego księdza, która jak dziś wiemy sama w sobie była świadectwem siły wiary i charakteru. Dziś dodamy przy nienajlepszej kondycji fizycznej.

Matkę zobaczyliśmy w trakcie wszelkich uroczystości ? od pogrzebu po beatyfikację.

I zobaczyliśmy wszyscy i u tej kobiety i u Jej męża ? spokój zaufania. Dla Nich nic się nie skończyło ? dla Nich to był ewidentnie drugi etap relacji z synem i raczej przejście w stan oczekiwania na ponowne spotkanie.

Słyszał ktoś kiedykolwiek by cokolwiek i gdziekolwiek wygłaszała, opowiadała?

Cała Polska i Świat znają postać i Jej milczenie?

Miała zapewne, bo musiała mieć, zasadniczy wpływ na ukształtowanie syna, skoro ten i w szkole i wojsku już wykazywał swą twardą i nietuzinkowa w reakcjach postawę.

Syna Jej bestialsko zamęczyli, a ona bez spazmów, bez specjalnych reakcji? milczała. To jej milczenie i trwanie w bezruchu ? i w modlitwie mogło przypominać owo pamiętne trwanie Jana Pawła II go przed konfesją Stanisława.

Jak dla mnie, obydwie te sytuacje naprowadzają myśl na znaczenie milczenia.

Może być ono sztuczne, teatralne będące w kościele irytującym dysonansem, świadectwem pustki.

A może być właśnie stanem osobistej głębokiej modlitwy.

I to jest nauka, którą osobiście odebrałem od i Świętego i tej zwykłej ? niezwykłej kobiety.

Ktoś powie ? prosta kobieta. Zapytam ? co to znaczy prosta? Nie wykształcona?

Znamy wręcz prostackich utytułowanych.

Daj mi Boże taką prostotę.

Nauczyłem się od Niej choć na odległość jeszcze jednego na pewno.

Nie ma takiej tragedii, której nie dałoby się przeżyć z modlitwą i zawierzeniem w Bogu.

Brzmi może górnolotnie, ale za to jest nie zawsze przyjmowaną dosłownie prawdą.

U Niej praktyką.