Zakładając, że są ludźmi inteligentnymi aż czasem przykro patrzeć jak dla partyjnej poprawności muszą się gimnastykować uczestnicząc w różnych programach publicystycznych.
By skrócić motywację tego co powiedziałem przytoczę to, co bardzo dawno temu w kuluarach pierwszego Walnego Zjazdu Polskiego Klubu Ekologicznego (kiedy to było!) powiedział ówczesny Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska. Czasy jeszcze komuny w starym stylu, i nie pamiętam czy był to jeszcze Pan S. Garlicki czy już J. Wertz – (a obu do dziś jako postacie poważam) obojętne, a rzecz pasowałaby do każdego z Nich.

Ważna jest myśl – właśnie w kontekście, roli, którą polityka dziś nakłada na uczestniczących w takich zdarzeniach z ramienia jedynie słusznej partii poglądowo kontynuatorki nieboszczki. Wtedy – właśnie zakładaliśmy Klub, a nasze działania były zawsze oparte o konkretne informacje naukowe, dające motywacje merytoryczne. Żadne tam i venty a poważna sprawa i rzeczowe argumenty. Dawne to czasy a Klub był wtedy jeszcze organizacją, dla której postawa „nie bo nie – i już – bo tak się mówi” była zniewagą.
I jak się okazało, zgadzaliśmy się z rozsądkiem urzędnika. .
W obliczu powstania Klubu i w znaczeniu zapisów Statutowych powiedział On; Panowie - jak ktoś przychodzi i protestuje „bo nie i już” – jest to dla mnie komfortowa sytuacja. Bronię rozsądku, cywilizacji, interesu społecznego i jako urzędnik wypinam pierś po odznaczenia i nagrody. Jednak gdy ktoś przychodzi – a tak jest z wami – z konkretną informacją, propozycją, wiedzą, jako urzędnik mam trzy wyjścia. Mogę was zlekceważyć a to co piszecie wsadzić do segregatora okrągłego – czyli kosza albo na dno szafy. Mogę też głupawo odpowiadać, kluczyć, wykazywać brak racji tam gdzie ona jest, czym się kompromituję w zakresie moich kompetencji i obrażam rozum czyli prezentuję się nieciekawie. W obu tych przypadkach jako urzędnik nie wiem kto i kiedy takie coś mi wyciągnie, a to może być już duży kłopot, a nawet afera. Tak więc, jestem zmuszony rozmawiać z Wami merytorycznie i wasze uwagi uwzględniać w decyzjach. Gdy macie rację – w obliczu twardych faktów - tak naprawdę – jestem bezradny.
Czyż ta opowieść – nie jest znakomitym opisem sytuacji siedzącego przy stole dowolnego polityka opozycji, wobec pytań, na które nie ma on kontrargumentów i wobec tego, co chwilę wcześniej zostało pokazane jako fakty lub argumentacja oparta o rzetelną wiedzę. Taki nie ma wyjścia. By być w zgodzie z linią polityczną swego naczalstwa, musi dokonywać ucieczek w mówienie nie na temat, w ataki na ślepo - bo PiS jest straszny PiS jest zły PiS ma bardzo ostre kły i jest odpowiedzialny za huragany koklusz, wojnę na Ukrainie i kryzys energetyczny. W końcu sami Niemcy - ich guru - mówią, że to oni pomagają a Polska tylko tą pomoc sabotuje (autentyk) Oczywiste kłamstwa, manipulacje takie jak np. porównywanie cen – w innych krajach w Euro a w Polsce w PLN tak by liczby robiły wrażenie odwrotne w znaczeniu niż jest to w rzeczywistości, mieszanie liczbami (np. podawanie ilości zgonów z powodu smogu – która oznaczałaby śmierć lepiej niż ćwierci ludności Polski rocznie), jawne bujdy, skomplikowane motywacje np. na temat niechęci niektórych samorządów do współdziałania w pomocy mieszkańcom w zaopatrzeniu w węgiel, amnezja kto i jak uzależniał Polskę energetycznie od Rosji z wskazywaniem, że jest to dziełem rządzących, wyszukiwanie motywacji dlaczego ma się nie bronić granicy z Białorusią, dlaczego nie jest naszym żywotnym interesem pomoc Ukrainie, nie taka pro forma, a na pełny regulator, wyjaśnianie postaw neotargowicy jako czegoś co jest zgodne z polską racją stanu i dlaczego blokada pieniędzy z UE ma być winą PiS – zaś kamienie milowe są czymś uzasadnionym i nie mają związku z utratą suwerenności. Ba – PiS ma wpływ na kaloryczność węgla. Jednym zdaniem wykładanie czegoś w co ktoś bezrozumny może nawet z minimalnym stopniu wierzyć, Przeraża tylko to że znam ludzi z tytułami profesorskimi, którzy to łykają i jak tu lud ma mieć profesurę za autorytety?
Długie to zdanie wyszło – ale to i tak najkrótszy opis wyczynów, które jako widz tego rodzaju spektakli nazywam grą w pomidora na wzór tej dziecinnej zabawy. Powieka nie drgnie, łgają, przeinaczają. uciekają na boki, zakrzykują…Dzieci? Idioci? Wcale nie. Ci biedacy chyba sądzą, że tak muszą. Szanując swój rozum co prawda nie powinni w tym uczestniczyć, lecz ani władza ani jej pozory ani pecunia - non olet. Patrzą więc wprost w oczy kamery i grają głupa jak się to mówi - do końca z napuszoną miną wiedzących najlepiej, na pytanie o grzybki, odpowiadają - rybki, bo drgnięcie powieki eliminuje z gry. Tak jak uśmiech z gry w Pomidora
Sądzę jednak, że tak naprawdę - cel tej swoistej gry w pomidora i zakrzykiwanie współuczestników niby-dyskusji, którą prowadzący z trudnością porządkuje jest zupełnie inny. Zasadna się być nieco inna supozycja. Może chodzić o operację omijania dowodów na oczywiste kłamstwa w zakresach wymienionych powyżej jako przykłady. Może to być też operacja ochrony w miarę samodzielnie myślących członków elektoratu przed dopływem argumentacji innej niż trzeba. Taka nie może przecież w ogóle trafić do popierających opcję polityczną danego delikwenta. Wiadomo też, że elektorat rywala politycznego takiego polityka jest poza jego zasięgiem i nie z powodów doktrynalnych a dla oczywistości faktów. Liczy się jego własny a ściślej partyjno-mało krytyczny elektorat. To tenże się liczy – za wszelką cenę należy go odciąć od kontrargumentów, z których te sięgające do logiki i faktów są najgroźniejsze. Celem jest więc szczelność bańki informacyjnej otaczającej własny zwłaszcza mniej doktrynalny elektorat, Do niego, te – zwłaszcza oczywiste – argumenty nie mogą dotrzeć. Nie dotrą gdy widz przełączy kanał czy też wyłączy telewizor. Robi to wobec kakofonii przekrzykiwań w stylu nikt nic nie wie i nikt nie może usłyszeć nikogo. I o to chodzi, Tacy politycy liczą na efekty wcześniejszej ciężkiej pracy nad zamulaniem umysłów, do których już nie dociera najmniejsza chęć weryfikacji informacji bo przecież mają gotowe pakiety na każdą okoliczność pochodzące od oczywiście – ekspertów. To dlatego też pytanie któż zacz ten ekspert mamy histerię. Zazwyczaj ekspert pokazuje dokonania lub co ważniejsze uzasadnienie argumentów a Pan M. Lasek żądał zadania na piśmie pytania dotyczącego uzasadnienia jego opowieści na gruncie praw fizyki – bo spieszył się na obiad. Czyżby nie wiedział, że się kompromituje – ależ wiedział, tyle że ratował swoją eksperckość w oczach swoich fanów.
Zastanówmy się kiedy ten chwiejny, ale skłonny do samodzielnego myślenia elektorat takiego polityka nie usłyszy argumentacji? Stanie się to wtedy gdy zostanie ona zakrzyczana, wręcz zawrzeszczana i gdy powstanie taki jarmark, że każdy normalny odbiorca przeskoczy na innych kanał albo wprost wyłączy taki jazgot. Twardy elektorat ma umysł zabetonowany nienawiścią do przeciwnych sądów, zamknięty na informację i samodzielne myślenie. To beton i temu żaden argument, żadna logika, żadna informacja nie jest potrzebna. W obu przypadkach bez względu na wszystko – własny elektorat zostanie zatrzymany, kontrargumentacja nie dotrze ani do uszu ani do mózgu, Warunek wstępny sukcesu już został wcześniej spełniony. Jest nim ciężko i dość brutalnymi metodami medialnymi wypracowany podział w społeczeństwie – czyli wśród wyborców, Przy nim brak wiedzy, rzeczowych argumentów i logicznych racji może być przykryty osądem - i tak swoje wiem.
W sumie – szanując myśl, że politycy swój mózg. Żal mi tych. którzy udają graczy w polityczną dziecinną grę w pomidora – obrażając swój rozum. Sądzę jednak, ze ci wyżej ceniąc swą partyjność niż logikę, wypełniają dwa zadania, obydwa partyjne, Jedno – wypełniania roli. którą na ulicy pełni Lempart jako zadymiara działająca bez cienia żenady wobec lekceważenia choćby kultury języka - czyli robią zadymę w studiach radiowych i telewizyjnych. Drugie – to ochrona swego mniej twardego elektoratu przed dopływem informacji .
Brudna to robota – trudno – taką im los i partia przydzieliły. Czy ktoś szanuje gości od brudnej roboty na zlecenie? Jaką wartość ma słowo wdzięczność za usługę nawet nisko płatną a opłacalną? Idźmy dalej – zasadne powinno być pytanie: Czy ta usługa dla partii da miejsce na listach – i to, to upragnione? Może tak. Wcale to nie takie pewne. Zauważmy skalę kompromitacji takich figur w oczach - wystarczy miękkiego elektoratu ich własnej partii a to może już być przeszkoda w elekcji Następnym elementem będzie tłok kandydatów na kandydatów czyli starcie realnych interesów a także jednak ograniczony poziom poparcia sondażowego związanego też z wyczynami samych tuzów partyjnych
Nie biorą pod uwagę, że w obecnych warunkach obyczajów politycznych w środowisku, w którym zasadą jest brak zasad i przy regule że wrogim w wyborach nie jest tak kandydat z sąsiedniej listy co sąsiad na mojej liście – przy układaniu list mogą po prostu zostać na lodzie. Ich sprawa. W końcu czarna robota wykonana a po co wystawiać do reprezentacji ubrudzonych jak z dystansu można przypudrować głównodowodzących, których dawne czyny właśnie zostały przykryte czasem i zadymą medialną.
Już ktoś coś mówił o prawdzie zbudowanej z umiejętnego kłamstwa byle do sześcianu.

Feliks Stalony – Dobrzański
Kraków 11.10.22