Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Nie ukrywam, że miło patrzeć, jak Ewa Kopacz z uporem godnym lepszej sprawy prowadzi swoją partię do wyborczej katastrofy w październikowych wyborach. Z jednej strony trudno się dziwić, wszak pani premier lideruje Platformie tylko i wyłącznie z powodu kaprysu swojego pryncypała, który kierował się przecież brakiem politycznych zdolności swojej następczyni, nie zaś jej intelektualną przenikliwością. Z drugiej jednak strony odległość, z jaką Ewa Kopacz mija się z przyzwoitą kampanią wyborczą pozostaje zaskakująca.

Sondażowy rozjazd partii rządzącej z partią opozycyjną zaczyna się powoli robić cokolwiek spektakularny. Wg opracowania Marcina Paladego na podstawie badań IBRIS, Estymatora, MB i TNS w lipcu średnie poparcie dla PIS-u wyniosło 39%, dla PO 27% („Do Rzeczy nr 33/132). Bez większego ryzyka możemy dodać do tej różnicy jeszcze około 3-4% na korzyść PIS-u, biorąc poprawkę na zwyczajowe „niedoszacowanie” tej partii, każdorazowo skorelowane z „przeszacowaniem” Platformy. A październikowe zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości, moim skromnym zdaniem, będzie jeszcze bardziej okazałe, ponieważ sondaże robione zwykle na próbie 1000 osób nie oddają skali demobilizacji elektoratu „ciepłej wody w kranie”, którego znacząca część zostanie w domu, pozbawiona tak dotychczasowej politycznej emocji (alergia na Kaczyńskiego), jak i wiary w zwycięstwo, czy w ogóle w sens ruszenia się z działki za miastem.

Trzeba Platformie oddać, że razem ze swoimi zestrachanymi medialnymi poplecznikami robi, co może, żeby wzniecić antypisowską histerię. Zdaje się, że nawet Waldemar Kuczyński zaatakuje rynek wydawniczy zbiorem swojej publicystyki z ciemnego okresu dwuletnich rządów Kaczyńskiego. Teoretycznie można by nawet stwierdzić, że ta taktyka jest racjonalna: PO nie ma już szans na wyborcze zwycięstwo, próbuje więc ratować, co się da, zatrzymując odpływ żelaznego elektoratu. Praktycznie jednak jest to koncepcja obarczona jedną zasadniczą wadą, mianowicie… nie działa.

W chwili obecnej jedyną osobą, odpowiedzialną w Platformie za myślenie pozostaje Michał Kamiński. I już sam ten fakt definiuje nam sytuację w sposób pełny. Temu spin doktorowi nie zdarzyło się do tej pory wymyślić kampanii nieopartej na straszeniu i negatywnych emocjach, nie ma zatem powodów podejrzewać, że miałoby mu się udać teraz.  Teraz jednak popełnia dwa błędy, których kumulacja w latach ubiegłych nie występowała. Po pierwsze rozmija się z nastrojami i oczekiwaniami społecznymi, ale to mu się zdarza zawsze, nie ma więc w tym spostrzeżeniu niczego szczególnie elektryzującego. Wtedy, kiedy Polacy mają już wyraźnie dosyć jałowej politycznej naparzanki, Miś Kamiński straszy, czym zamyka swoją partię w żelaznym elektoracie, który i tak by na nią nie zagłosował. W chwili obecnej może jednak przestrzelić nawet ten żelazny elektorat, bo straszy dzieci ciemną szafą, w której ma być schowany Jarosław Kaczyński, tylko że wcześniej szafa została otwarta i dzieci zobaczyły, że… strasznego Kaczyńskiego tam nie ma.

Z chwilą, kiedy lider PIS-u wycofał się z kandydowania na premiera, udostępniając pole do walki o to stanowisko niekojarzonej z polityczną agresją Beacie Szydło, każdy rozumny platformerski polityk powinien przyjąć do wiadomości, że sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Nie ma już sensu straszyć Kaczyńskim, bo go… nie ma, to raz, a dwa: PIS z Beatą Szydło na czele rusza z przekazem pozytywnym, brnięcie w dosyć tępawą agresję będzie więc skutkowało zniechęceniem tej grupy wyborców, która wolała Tuska od Kaczyńskiego właśnie dlatego, że w tym pierwszym widzieli stabilizację, a w drugim awanturnictwo i roszczeniowość. Czyli dokładnie odwrotnie, niż teraz, z poprawką na podmiankę Tuska na Kopacz i Kaczyńskiego na Szydło.

Powiedzmy sobie w końcu otwarcie jedną, podstawową rzecz: partia rządząca, która ma za sobą osiem lat stabilnej większości (w tym pięć lat ze swoim prezydentem), żeby ugrać coś w wyborach, musi po prostu… pokazać swój dorobek. Przecież w jakimś celu oni tej władzy chcieli, przecież po coś te wybory wygrywali. Osiem lat to czas wystarczająco długi, żeby osiągnąć co nieco, a kampania to czas odpowiedni, żeby owo co nieco pokazać.

Ale Platforma, po ośmiu latach koalicji z PSL-em, nie jest w stanie wydać z siebie żadnego spójnego przekazu, który zarysowałby w minimalnym chociaż stopniu dorobek jej rządów. Gazeta Wyborcza z dwumiesięcznym opóźnieniem atakuje na pierwszej stronie memową akcją, polegającą na dopisywaniu do kilku wysokich budynków sarkastycznego podpisu „Polska w ruinie”, słyszymy trochę zaklęć o PKB i… to w zasadzie byłoby na tyle. Resztę stanowią zaklęcia o „średniowieczu”, „talibanie”, „państwie wyznaniowym” i „zamordyzmie”, w które wierzą już tylko chyba dwie osoby: Waldemar Kuczyński i jego odbicie w lustrze.

Platforma, przez Tuskową filozofię nierobienia niczego na wszelki wypadek, zmarnowała Polsce osiem długich lat. Nawet nie próbowała zmierzyć się z żadnym poważnym wyzwaniem społecznym. Stworzyła ogromny, drenujący państwo od środka klientelistyczny elektorat, który da jej około 20%. Bo wszyscy inni mają już naprawdę dosyć.

Tekst ukazał się na Salon24 w dniu 10 sierpnia 2015r