Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 608

Notice: Undefined offset: 1177 in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Notice: Trying to get property 'rules' of non-object in /home/krakgi/domains/krakowska.biz/public_html/libraries/src/Access/Access.php on line 613

Sobotni spacer kodziarzy wspartych przez członków Ochotniczej Rezerwy Miłośników Opozycji, dowożonych z całej Polski partyjnymi autokarami wywołał niemałą ekscytację niemieckiej prasy. Wprawdzie działacze konserwatywnej Alternatywy dla Niemiec (AfD) określają liberalne niemieckie media – zresztą innych, niż liberalne ze świecą szukać za nasza zachodnią granicą – mianem „Lügenpresse” (czyli „prasy kłamliwej”, czy jak kto woli – „łże-prasy”), ale czasem warto poczytać nawet i łże-prasę.

Jest bowiem tak, że „z obfitości serca” nie tylko „mówią usta”, ale i piszą redaktorskie pióra, w związku z czym wiele da się wyczytać między wierszami. Oto np. w komentarzu brukselskiego korespondenta gazety "Süddeutsche Zeitung" Daniela Broesslera czytamy, że swoim marszem uczestnicy "sprzeciwili się podejmowanym przez narodowych katolików próbom interpretowania ataku na podział władz jako sprawy wewnętrznej". Tymczasem sprawy wewnętrzne naszego kraju nie są wg niemieckiego dziennikarza sprawami wewnętrznymi naszego kraju, bo podobno "chodzi o losy nie tylko Polski, ale i Europy. Unia Europejska jest wspólnotą demokracji i państw prawa, albo nie jest niczym". No, a skoro tak, to jest przecież oczywiste, że Komisja Europejska będzie musiała w relacjach z Polską brać to pod uwagę. Niemiecki dziennikarz krytykuje „wstrzemięźliwość”, jaką wykazał się wiceprzewodniczący KE Timmermans nie przyjeżdżając na marsz KOD i partii opozycyjnych. „Sama wstrzemięźliwość nie wystarczy", bo 50 tys. partyjnych aparatczyków to, wg Niemca, "kilkaset tysięcy Polaków”, które „wysłało sygnał i zasługuje na odpowiedź". No, a skoro zasługuje, to pewnie ją otrzyma. 

I tak oto pan Broessler napisał nam czarno na białym po co ten spacer KOD i partyjnych działaczy miał miejsce. Przyznaję, że ja na początku sądziłem, że to chodzi głównie o zażycie ruchu na świeżym powietrzu, celem rozchodzenia skurczów łydek, jakich „demokraci” nabawili się zajmując przez lata całe dobrze płatne stołki w czołowych segmentach życia publicznego, z mediami i administracją na czele. Okazuje się jednak, że te ćwiczenia fizyczne odbyły się po to, by dać brukselskiej biurokracji pretekst do nacisków na Polskę. To oczywiście bardzo dobrze, że takie rzeczy są nam wyjaśniane i to nie przez byle kogo, bo przez redaktora z niemieckiej prasy, która od pewnego czasu jest przez taką mejnstrimowe media w Polsce traktowana z nabożną czcią i wystarczy, że ktoś w jakiejś redakcji w Berlinie kichnie, a już ląduje to na czołówkach polskich portali internetowych, ze szczególnym uwzględnieniem tego, któremu „nie jest wszystko jedno”.

Pytanie tylko, jak określić tych, którzy osłabiają pozycję Polski i dają ośrodkom zagranicznym pretekst do mieszania się w nasze sprawy? Gdyby to było robione tylko i wyłącznie z głupoty, to jeszcze można by to było jakoś zrozumieć, co oczywiście nie znaczy, że usprawiedliwić. Czy jednak takie senatorskie głowy, jak np. Grzegorz Schetyna, który w polityce obecny jest przez całe swoje dorosłe życie, mogą nie wiedzieć co robią? Co prawda Ryszard Petru na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie hibernatusa, który 200 lat przeleżał pod lodem, w związku z czym nie bardzo się orientuje, co się dookoła niego dzieje i uważa np., że w Polsce nadal obowiązuje Konstytucja 3 Maja, ale niewykluczone, że jest to tylko wrażenie. Zresztą, nawet jeżeli tak by było w istocie, to wydaje mi się, że ludzie, którzy wystrugali go na „lidera opozycji” wiedzą jak się sprawy mają. No, więc opozycja to nie głupcy i doskonale zdają sobie sprawę z tego, co robią.

Szkodliwa działalność tych ludzi to nie jest tylko problem rządu. To jest również, a może przede wszystkim, problem polskich obywateli, którzy zasługują na to, żeby we własnym kraju żyć godnie i w końcu przestać być rezerwuarem taniej siły roboczej dla państw zachodnich. Warto bowiem zwrócić uwagę, że przez 25 lat rządów „demokratów” spod znaku SLD, PSL i PO (następczyni Unii Demokratycznej i Unii Wolności) – czyli de facto przepoczwarzonej komuny – Trzeciej RP najlepiej wychodziło eksportowanie własnych obywateli i importowanie zagranicznych koncernów, które hulały sobie nad Wisłą, niczym obce wojska w latach wojny siedmioletniej, kiedy to Rzeczpospolita zyskała miano „karczmy zajezdnej”. A wszystko w oparach propagandy, ubierającej neokolonializm w szaty modernizacji i europeizacji.

Nie ma w tym resztą nic dziwnego, bo dokładne tak to zostało zaprojektowane przez Czesława Kiszczaka, któremu Wojciech Jaruzelski kazał zmienić wiele, ale tak, żeby wszystko pozostało po staremu. Trzeba przyznać, że ta operacja udała się komunistycznym generałom znakomicie, w podzięce za co zyskali status „ludzi honoru”, a wszyscy, którzy chcieli ich pociągnąć do odpowiedzialności za zbrodnie byli wyzywani od „jaskiniowych antykomunistów” i „frustratów bez kwalifikacji”. Rząd PiS próbuje zmienić ten stan rzeczy, co napotyka na wściekły opór tych wszystkich, dla III RP okazała się rajem na ziemi i którzy w morzu niedostatku utworzyli sobie enklawy dobrobytu. Ludzie ci zawdzięczają swoją pozycję Kiszczakowi i Jaruzelskiemu, i chociaż na sobotnim spacerze zabrakło portretów komunistycznych generałów, to właśnie oni sprawowali nad tym pochodem duchowy patronat i zapewne kibicowali mu z góry, czy raczej – z dołu. Przeciwnicy przemian, to wprawdzie grupka nieliczna, ale głośna i wpływowa, bo usadowiona w kluczowych segmentach polskiego życia publicznego. Ich hałasowanie wychodzi naprzeciw potrzebom Berlina i Brukseli, które z neokolonialnego statusu Polski czerpią pokaźne profity.

Marsz opozycji jest więc chyba dobrą okazją, żeby obywatele Polski odpowiedzieli sobie na pytanie – czy znów, jak w 1989 r., dadzą się nabrać kutym na cztery nogi cwaniakom i szansę na godne życie we własnym kraju sprzedadzą za szklane paciorki z napisem „demokracja” i „europeizacja” i „postęp”?

Tekst ukazał się na Salon24 9 maja 2016r