- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty.
W PO panuje stan rosnącego zaniepokojenia rozwojem sytuacji wokół warszawskiego ratusza. Zarówno media jak i stowarzyszenia, także te bardzo odległe od PISu, informują o nowych faktach dotyczących mafijnych metod przejmowania nieruchomości w Warszawie, nepotyzmu oraz niegospodarności. Prokuratura i CBA już działa. Jeden z tabloidów (chyba Fakt) podał kilka dni temu newsa o tym, że Schetyna chce zmusić HGW do rezygnacji z urzędu Prezydenta Warszawy.
HGW rządzi w stolicy od 2006 roku. To bardzo długo. Jej obrońcy mówią, że miasto dziś znakomicie rozwinęło się w porównaniu do stanu z dnia, gdy przed dziesięciu laty obejmowała rządy. To prawda. Problem w tym, że podobnie, a może nawet bardziej przez te lata rozwinął się Bukareszt i Sofia: nowe ulice, mosty, remonty i wiele innych inwestycji. Każdy kto tam bywał przez ostatnie lata, bez wątpienia to potwierdzi. Zapewne stało się tak nie dlatego, że prezydentami stolic Rumunii i Bułgarii byli geniusze, lecz z dwóch innych powodów niezależnych od władz tych stolic: pobudzenia ludzkiej inicjatywy zdeptanej w latach komuny oraz funduszy europejskich. Doprawdy niezmiernie trudno byłoby znaleźć jakieś znaczące osiągnięcie 10 lat rządów HGW w Warszawie, które wydaje się niemożliwe bez jej udziału. Znacznie łatwiej znaleść sprawy z tej "czarnej strony księżyca".
W latach rządów HGW Warszawa przegrała w sądach sprawy na setki milionów zł. wobec dewelopera budującego Miasteczko Wilanów. Jednocześnie hojną ręką miasto rozdawało nieruchomości rzekomym spadkobiercom, także te już wiele lat temu spłacone (słynna sprawa z ul. Chmielnej 70). HGW tłumaczyła, że to skutki złego prawa, problem jednak w tym, że ona sama była przez 8 lat wiceprzewodniczącą PO czyli partii rządzącej. Tym samym jej partia miała wspólnie z PSL - em przewagę ustawodawczą. Mieli więc możliwość uporządkowania bałaganu prawnego. Dopiero pod koniec rządów PO podjęto próby uporządkowania prawnego spraw roszczeń, zresztą nieskuteczne.
Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze uważa, że w stolicy powstała mafia skupiająca wysokich urzędników ratusza oraz różnych cwaniaków. Doszło już do co najmniej jednego mordu: starsza pani która działała w stowarzyszeniu poszkodowanych mieszkańców i sama nie chciała się wyprowadzić z mieszkania w którym spędziła kilkadziesiąt lat, została wywieziona do Lasu Kabackiego i zamordowana. Sekcja zwłok Jolanty Brzeskiej stwierdziła, że została ona spalona żywcem.
HGW w swoim przemówieniu podczas obchodów Powstania w Gettcie opowiadała o polskim antysemityźmie. Takie uwagi prezydenta stolicy, a w takiej roli występowała na tych uroczystościach, były co najmniej nie na miejscu. Tym bardziej, jeśli prawdą są enuncjacje prasowe o tym, że jej mąż uwłaszczył się na kamienicy z ul. Noakowskiego, która była kradzionym mieniem żydowskim, zaś szybka sprzedaż przejętych w niej udziałów rażąco poniżej ceny rynkowej sugerowała pozbywanie się "gorącego kartofla".
Tak duży organizm jak miasto musi mieć wieloletnią strategię rozwoju. Dokument który mówi: do realizacji jakich celów zmierzamy, dlaczego te a nie inne, jak mamy to robić. Bez takiej strategii nieunikniony jest chaos. Ostatni dokument będący wieloletnim planem rozwoju stolicy pochodzi z 2005 roku i pod nazwą Warszawa 2020 został podpisany przez ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego. Dotąd nie tylko nie ma nowej strategii, ale nawet ta stara nie doczekała się formalnej aktualizacji. Tym samym mimo widocznej nienawiści do PISu, HGW i jej pracownicy w istocie realizowali wieloletnią strategię Kaczyńskiego obejmująca min. budowę Centrum Nauki Kopernik, Mostu Północnego, oczyszczalni ścieków Czjka, rozbudowę Metra, budowę obwodnicy, ścieżki rowerowe i wiele innych. Dopiero w 2016 roku, po 10 latach rządów HGW, zaczęły się jakieś konsultacje nt. planu Warszawa 2030, ale strategii jak dotąd nie ma. Być może to szkoła Tuska, który uważał samo słowo "strategia" za drugie najbardziej znienawidzone zaraz po słowie "Kaczyński". Podobno także dziś Szef Rady Europejskiej opowiada swoim kolegom z Brukseli, że trzeba zajmować jedynie się tym tu i teraz ("to co śmieszy Pana Boga to gdy człowiek ma plany na przyszłość") i cieszy go uśmiech innych wysokich urzędników UE. Ciekawe czy odróżnia uśmiech zgody rozmówcy od wyrażania empatii wobec najwyraźniej niereformowanego stanu umysłu jego samego.
Mimo wielokrotnych obietnic, dalej zawalone są kwestię planów zagospodarowania przestrzennego w stolicy. Gdy trzeba atakować PIS lub twórczo liczyć liczbę uczestników marszów KOD, warszawski ratusz wykazuje duże zaangażowanie. Znacznie słabiej objawia się ono, gdy dotyczy faktycznych obowiązków.
Samo nieuzgodnienie lokalizacji budowy pomnika ofiar katastrofy Smoleńskiej to kolejna sprawa, tym razem bardziej polityczna niż strategiczna, całkowicie zawalona przez HGW. Potrafiła ona jedynie opowiadać dlaczego nie budować. Niezależnie od skali sporu politycznego, prezydent Warszawy uznający wyraźny priorytet swojego urzędu od funkcji partyjnej, znalazłby właściwe rozwiązanie. Jej kolejne tłumaczenia zasłaniające się opinią konserwatora lub doszukujące podobieństw pomnika świateł do nazistowskich instalacji w Norymberdze dowodzą jedynie politycznego zacietrzewienia i lekceważenia oraz ośmieszania odpowiedzialności wynikającej ze swojego urzędu.
Wymieniać można jeszcze długo. Wyborcy są niestety niezmiernie tolerancyjni wobec niekompetencji, stąd w PO nie uderza bałagan i niska jakość pracy jej działaczy rządzących w warszawskim ratuszu. Czym innym są jednak oczywiste przekręty lub ich tolerowania na dużą skalę. Afery wokół prywatyzacji w Warszawie mogą okazać się śmiertelnym ciosem. Jeśli tak, to ew. próba usunięcia HGW z urzędu może być dla Schetyny trudną ale niezbędną decyzją. O tym czy taki plan faktycznie istnieje, czy to jedynie plotki, zapewne przekonamy się niebawem. Jeśli bowiem CBA i Prokuratura ma mocne dowody, będzie gorąco na jesieni, a tym samym PO musi działać szybko.
Ktokolwiek będzie następnym prezydentem Warszawy, znacznie zdrowiej dla miasta byłoby, aby to nie był kolejny działacz partyjny, obojętnie czy to z PO czy z PISu. W przeciwnym razie nawet przy jego najlepszych chęciach, priorytety wynikające z przynależności partyjnej okażą się decydujące.
Tekst ukazał się na Salon24 10 sierpnia 2016r