- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
Co łączy te hasła? Odpowiadam – paradoksy. Życie codziennie dostarcza paradoksów, a sztuka wypełniania każdej publicznej funkcji polega właśnie na ich jakiejś tam likwidacji lub przynajmniej spłaszczaniu. To mało odkrywcze. Jednak przyszło mi to na myśl w związku z planowanym i zapewne niebawem realizowanym remontem wiaduktu na Grzegórzkach. Jakie widzę powiązanie tych dwóch zdań?
Najpierw słów kilka o krakowskich paradoksach.
Poza powszechnym niedowierzaniem do jakiego stopnia można zablokować miasto komunikacyjnie, aż do jego paraliżu włącznie, pojawiają się dwa zagadnienia o charakterze właśnie – paradoksów.
Pierwszy to paradoks wypływający z zachowania się (a właściwie milczenia) w tej sprawie tzw. (to nie pomyłka a diagnoza) Alarmu Smogowego Przy okazji ujawnia to dla mnie zagadkową rolę tego – właśnie- Ruchu? NGO? Miłego Władzy Narzędzia Nacisku (MWNN – co prywatnie nazywam niezależnymi- zależnymi)? Środek upalnego i suchego lata. Pył wisi w powietrzu. Ruch samochodowy skierowany w obłędne krążenie po całym mieście w omijaniu kolejnych przeszkód, zakazów, nakazów, też w poszukiwaniu miejsca parkingowego. Oczywiście poza wskazywanymi parkingami komercyjnymi. By było jasne – wcale nie miejskimi. To wszystko w kumulacji szczęścia kierowców i właśnie ku generowaniu, tym razem letniego – smogu, mnożenia pyłu zawieszonego. Alarm - do stawiania niejednokrotnie najbardziej nieżyciowych, (bo bezwarunkowych i nie liczących się z realiami) za to uogólnionych (poza oczywiście EC Łęgiem) zakazów używania paliw stałych – jest pierwszy. W bohaterskiej walce ze smogiem. Władcy dali sobie wdusić, że coś, co choć niezaprzeczalnie wpływa, to jednak tylko parcjalnie na smog, ma być totalnie eliminowane nawet kosztem ważnych dla wielu mieszkańców ich warunków życiowych Na wyspie Kraków Bo dookoła z Zakopanem włącznie już luz. Jakie byłby realne możliwości i skutki wprowadzenia takiego zakazu w całym regionie – nie można chyba inaczej wyjaśniać jak poprzez działanie lobby zwalczającego aktualne, Polskie, możliwości samodzielności energetycznej. Tak na marginesie – z przymrużeniem oka - mam dwie propozycje i jedno zauważenie. Propozycje to wrócić do granic Miasta sprzed czasów Prezydenta J. Dietla (wtedy zakaz by obowiązywał w Rynku i okolicach) albo – poważniej - start w wyborach samorządowych pod hasłem rzeczowej diagnozy i realnej skuteczności walki ze smogiem Jednak taki kandydat byłby - jak sądzę – natychmiast utopiony w szambie heitu z przywołaniem ratunku KE dla demokracji i środowiska zagrożonych przez renegata. Co do zapowiadanego zauważenia – na tym tle przestaje być chyba tak wielką tajemnicą dlaczego EDF , możliwie szybko – tak chyba - by tylko zdążyć przed 2019 r – chce wyjść z tego intratnego interesu posiadania kontroli nad 70-cioma procentami produkcji ciepła dla mieszkańców prawie milionowego miasta. To akurat uważam za dobrą naprawę błędu sprzed lat. Jednak dziś wyjdzie na to, że problemem poprawności w decyzjach antysmogowych będzie się borykał się nowy właściciel. Gdy będzie nim Miasto – to samo się będzie potykało o własną logikę walki ze smogiem. Choć akurat brak logiki polityce nie przeszkadza.
Z jednej strony mamy wymuszenie działań poprawnych politycznie, choć dla skali globalnej mało skutecznych i uciążliwych dla mieszkańców a z drugiej – mamy stan generowania nadmiarowych ton pyłów pochodzących od ruchu samochodowego. To nie przeszkadza. Jak w tym kontekście należy widzieć milczenie Alarmu Smogowego wobec mnożenia na wszelkie sposoby paraliżu komunikacyjnego? W tym – najwyraźniejszego braku koordynacji sprawy remontu – czy jak to inaczej nazwać wobec skali zamiarów – mostu-wiaduktu Grzegórzeckiego
Jak dla mnie, wygląda na to, iż UMK nie panuje nad chaosem i umiejętnością podejścia do wyważenia racji środowiskowych i potrzeb życiowych mieszkańców oraz turystów
I drugi paradoks.
Jeszcze trudniejszy do logicznego wyjaśnienia. W tej samej sprawie.
Dotyczy Konserwatora Miejskiego.
Jego funkcja zwłaszcza w takim mieście jak Kraków – nie tylko ma wielkie znaczenie lecz też jest niezwykle odpowiedzialna w wielu aspektach. Na pewno też wymaga od niego posiadania jakiejś konsekwentnej koncepcji co do oceny i wartościowania obiektów uznanych za zabytkowe. Nie wyobrażam też sobie braku przyjęcia możliwie powszechnie akceptowalnej polityki w wyważaniu wymogów dbałości o te wartości, z tym co dotyczy warunków życia mieszkańców. Oczywiście można mieszkańców wygnać – niech nie przeszkadzają, a miasto zmienić w skansen. Można – tylko i do tego byłoby ważne powiedzenie – ten obiekt jest zabytkiem a ten – można wyburzyć. To też nie jest takie proste Oj miałby się z pyszna przed konserwatorem Król Zygmunt Stary wyburzając przykatedralną kaplicę gotycką i stawiając w jej miejsce jakiś nowoczesną bryłę z de facto wielkiej płyty wykorzystującej gruz z tej zburzonej. Sen jakiegoś pysznego Włocha – i to jak obrazoburczy! Ten Włoch w nowej Kaplicy usadowił przecież siebie – swoje imię - w porządku niebiańskim nawet spychając króla do porządku ziemskiego.
Żarty żartami, ale ta opowieść była konieczna, by postawić Panu Konserwatorowi zadanie wyjaśnienia tego oto paradoksu. I będę ten paradoks przypominał nie raz.
Z jednej strony – kamienica z lat 30-tych z nadbudową z lat 80 i 90 –tych w najmniejszym stopniu nie nawiązującą do poprzedniej koncepcji wyglądu elewacji, jest – dla konserwatora „perłą” modernizmu W konsekwencji koszt koniecznego remontu elewacji – dla Wspólnoty wzrósł nie mniej niż 30 %.
Konserwatora to nie obchodzi – nie jego pieniądze i broszka. Broni perły.
Z drugiej strony – Dom im Józefa Piłsudskiego projektowany przez A. Szyszko-Bohusza, cytowany w literaturze historii architektury – jakoż już nie musiał być chroniony przed budową molocha biurowco- apartamentowca usytuowanego – to nie żart – dosłownie - w odległości paru metrów od wejścia głównego do tegoż Domu. Jak dla mnie, w podobnej konwencji „troski” mieści się sprawa wiaduktu. Jakby nie było – był on budowany w 1863 r – czyli podpada jako żywo pod zainteresowanie Pana Konserwatora. Przypomnijmy, że to ważny ślad, świadek rozwoju Krakowa. Był wszak budowany jako most na odnodze Wisły (Starowiślna, Wiślisko itd.) Z biegiem nurtu owej odnogi czyli od strony Plant Dietlowskich na filarach mamy ich zaostrzone kształty pomyślane jako lodołamy. Ten wiadukt ma swą wartość zabytku architektury i techniki. I to nie jest ważne. Z informacji dostępnych dla publiki – a tylko takimi dysponuję nie wynika czy wartości te, w owej – koniecznej dla PKP – przebudowy będą chronione Wręcz odwrotnie – nie widzę nigdzie śladu opinii konserwatorskich i jakiś uzgodnień prowadzących do zrównoważenia racji komercyjnych PKP – i siłą rzeczy też i Miasta oraz wręcz Regionu- z koniecznością dbałości o jakby nie było zabytek.
A może on już zabytkiem nie jest, mimo wieku i funkcji.
Na tym tle szukam odpowiedzi na proste pytanie – do czego tak naprawdę potrzebny jest Konserwator Zabytków. By był? By powodował, gdzie może, wymuszania kosztów.
A może ma być do tego, co należy uznać za ważne, w przestrzeni miasta?
I to w ścisłym związku z jego znaczeniem, funkcjami i potrzebami.
Konserwator jest niezbędny – ale komuś coś się tu poplątało.
Pokazane paradoksy udzielają mi, jako obywatelowi, odpowiedzi co i w tej sprawie pozycji ujawnia ów remont –dziś wiaduktu.
Choć Konserwator jest niezbędny – to nie w takiej roli jaką wypełnia i to nie na księżycu, a w Krakowie. Za decyzją poza tym musi stać argumentacja i odpowiedzialność.