- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 3 minuty i 37 sekund.
Z każdej strony, do każdego docierają informacje, ostrzeżenia a w końcu i dramatyczne wiadomości. Liczby, wykresy, skala, dramaty poszczególnych ludzi. Każda śmierć – i na dodatek z tego, że miał kontakt z kimś o kim nawet nie miał prawa wiedzieć, że jest nosicielem wirusa – tego właśnie – jest szczególnym dramatem. Plus świadomość kompletnej niefrasobliwości i nieodpowiedzialności osób najważniejszych które chyba nie umieją podnieść swej pozycji biorąc ją za splendor i apanaże a nie służbę – przeraża.
Można mówić, że od palenia, że w wypadkach samochodowych, że i na drodze można każdego dnia i w każdym czasie spotkać nieodpowiedzialnego wariata – i – zginąć lub zostać roślinką. Też mamy opowieści, że to jak się wtedy sugeruje wszystko jest raczej grą interesów – które to co najmniej smucą brakiem śladów jakiegoś uczucia dla cierpienia i szacunku dla realnych przecież śmierci. To razem i tak nie może zatrzymać przed chęcią przeciwdziałania.
Dodatkowo - bezsilność jest czymś bardzo dojmującym. Lecznie objawowe – bo innego niema.
Spróbujmy choć w sprawie koronawirusa zobaczyć jednak też to, co jest jakby bok. To nie pocieszenie. a oderwanie się od monotematycznego przywiązania do tego właśnie szczególnie trudnego – bezsilności a ta rodzi beznadzieję. Wiemy dobrze, że ten horyzont dwutygodniowy raczej nie załatwi sprawy – choćby należało sobie tego życzyć. Wydaje się że rzecz w istocie dotyczy procentów z tych zakażonych a i tych są procenty z nas – to jednak i tak skala – przeraża. Nie na darmo i na szczęście w nieszczęściu, ludzie w swej masie jednak nie lekceważą sprawy. Mamy znacznie luźniejsze ulice, wejście w zupełnie inny tryb życia – nie mówiąc o jego cenieniu.
Na tym tle spróbujmy z tego jednak wyciągnąć coś może dobrego.
Uważam, że mimo wszystko się da.
Dziś na przykład – z racji kręciołka życia codziennego – zanika to, co zawsze było spoiwem życia rodziny, wspólnoty. Co to takiego? I to tej rzeczy chciałbym w tym trudnym społecznie czasie i ku pocieszeniu poświęcić myśl i spróbować skierować uwagę zupełnie gdzie indziej Mamy okazję a nawet swego rodzaju konieczność spędzania więcej czasu ze sobą.
Zauważymy znaczenie wspólnoty bycia razem a nie obok i stołu.
Apele i pozostawanie w domu pociąga za sobą to, że mamy szanse, zwiększone szanse na to, by odświeżyć sobie to coś, co kiedyś opisała Pani Danuta Rybicka w swym niezapomnianym tekście „Stół”. Tekst Napisany z serca i wielkiego rodzinnego doświadczenia, był wiele lat temu opublikowany w Tygodniku Salwatorskim. Jest dziś chyba nie do odtworzenia, jako, iż nowa Redakcja – lekką ręką wyrzuciła wszystkie wcześniejsze, niepotrzebne jej zdaniem archiwalia. Teksty po prostu zniknęły, bo– jak zwykle to bywa – wszystko ma się zaczynać od tego nowego. To dziś powszechna postawa Wcześniej była chyba nicość.
Pani Danuta Rybicka – wiedziała co pisze – i napisała to nie bez powodu. Wiedziała, że pisze o fundamentalnie ważnej rzeczy dla życia codziennego i dla rodziny. Skąd ta moja pewność? Otóż - razem ze swym mężem śp. Stanisławem wyszła spod formacji duchowej jeszcze z lat 40/50 - ks Karola od św. Floriana – który miał z Nimi stały kontakt aż i to dosłownie – do swej śmierci jako teraz już św. Jan Paweł II. Ten, jako faktyczny patron rodziny, uformował też i całe to środowisko tzw. Rodzinki wraz z następnymi jej pokoleniami. Tylko się od nich dziś jeszcze uczyć.
W takim razie tylko po krótce i nie roszcząc sobie pretensji do dosłownego przekazu – spróbuję powiedzieć o czym był ten tekst, tak jak go zapamiętałem. Jak sam tytuł mówi– traktował o stole, takim meblu - ale i symbolu codzienności. Symbolu wspólnoty życia codziennego – rzecz dziś zapominana. Bo pośpiech, bo sprawy, bo trzeba. Mowa była o jednoczącej roli stołu. Dziś – gdy każdy rano łapie jakąś kanapkę, pociągnie łyki kawy i dzieciaka za rączkę do żłoba, przedszkola lub wyekspediuje do szkoły - i już nikogo nie ma. Obiad – gdzieś tam – w różnej postaci a wieczór? – jak się już przyjdzie, to każdy o innej porze. Kolacja? Coś do gryzienia przed telewizorem, komputer – same „ważne” rzeczy. Ale porozmawiać? Można co najwyżej wymieniać konieczne informacje.
Dziś stół niby mebel - to może być odkrycie. Wspólny stół, zatrzymanie się, porozmawianie, wymiana myśli, wspólne sprawy.
Staroświeckie? Niepostępowe – a może właśnie niezbędne?
To co jest postępowe – rozbicie? Prawie gotowość do rozbicia gdy tylko się powie – to nie ma sensu.
Od braku stołu zaczyna się rozbicie lub przy nim - scalenie rodziny. Nie jest ważne co na tym stole jest – ale to nie jest wtedy mebel w stołówce.
Zacząłem od rzeczy dla nas dziś przykrej i groźnej. Zagrożenia, obecną i ogólną pandemią. Nie ma się co czarować – nie ma żartów, niema już pola na lekceważenie i na brak wzajemnego wsparcia i słyszenia się nawzajem.
Tymczasem dziś młodzież prawie systemowo jest utrwalana w przekonaniu o swej wolności rozumianej tylko jako niezależność decyzyjna od rodziców. A gdzie jest też relacja zwrotna. Tylko brać nie dawać? Nie uczestniczyć? Teraz może być więcej w domu a nie w lataniu po jak się mawiało kominkach. Też już dziś zakazanych.
W tym więc co nas jako społeczeństwo spotyka – może zauważmy okazję by być razem, nawzajem się zobaczyć. Nie przelotnie i w warczeniu o codzienne kontrowersje – choć te są naturalne. Nauka wzajemnej empatii – tak ponoć to się nazywa, Może też nauczymy się te trudności praktycznie pokonywać? Ba, może nawet rozmawiać przy jednym stole w większym spokoju .
Potraktujmy może to doświadczenie jako smutną ale okazję też do czegoś dobrego.
Feliks Stalony-Dobrzański

Na ogrodzeniu terenu budowy hotelu, w skrócie powiedzmy na miejscu Miastoprojektu, pojawił się napis – baner. Co prawda wisiał krótko. lecz został zauważony. Miał on spore rozmiary i treść, którą trudno tu cytować ze względów nie tylko procesowych. W każdym razie treść odnosiła się do osoby