- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty i 54 sekundy.
Profesor Franco Cardini to jeden z najbardziej znanych mediewistów nie tylko we Włoszech, lecz także na świecie. Miałem okazję rozmawiać z nim osobiście przez kilka godzin o procesie Galileusza, gdy zbierałem materiały do swej książki „Tajne Archiwum Watykańskie”. Zakochany w swej rodzinnej Florencji, opuścił niedawno miasto na czas zarazy i zaszył się na toskańskiej prowincji. Mówi, że czuje się tam niczym bohaterowie „Dekameronu”, którzy w 1348 roku również uciekli z tego samego miejsca na wieś w obawie przed epidemią.
Dziesiątka florentyńczyków z dzieła Boccaccia umilała sobie czas oddalenia od miasta opowiadaniem niezwykłych historii. 80-letni profesor Cardini również wykorzystuje okres przymusowej izolacji od świata na tworzenie narracji, albo pisząc własne teksty, albo snując opowieści w odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Często dzwonią do niego, ponieważ wiedzą, że zajmował się historią wielkich epidemii, które nawiedzały Europę od połowy XIV do połowy XVIII wieku, zaś on dzieli się z nimi swoimi refleksjami i spostrzeżeniami.
W rozmowie z portalem La Fede Quotidiana profesor Cardini powiedział, że nie podoba mu się decyzja włoskich biskupów, aby zawiesić publiczne odprawianie Mszy, udzielanie chrztów i sprawowanie pogrzebów, ale z drugiej strony rozumie postępowanie hierarchów i jest w stanie je uzasadnić:
Oni rozumowali następująco: jeżeli ktoś zachoruje lub zarazi się z powodu uczestnictwa w Mszy, to co o nas pomyślą? Znaleźli się w trudnej sytuacji na rozdrożu: całkowicie zaufać Bogu lub być posłusznym państwu z obawy przed negatywnymi reakcjami? Krótko mówiąc: podążać za Bogiem czy za światem? W obliczu hipotezy, że spotka ich ostra krytyka ze strony swej bazy, włoscy biskupi wybrali ścieżkę państwa, woląc uniknąć jakiejkolwiek formy konfrontacji, w sposób zupełnie odmienny od biskupów polskich, którzy zawsze byli przyzwyczajeni do tego, że mogą postawić się władzom świeckim. Poza tym w Polsce wiara jest znacznie silniejsza niż tutaj. Dodałbym też, że ludzie Zachodu bardzo boją się o swoje życie, ale jeśli będą musieli bombardować innych, to nie będą oburzeni i znajdą w sobie odwagę.
Na uwagę, że w przeszłości w obliczu zarazy ludzie odprawiali nabożeństwa i uciekali się do Boga, historyk odpowiedział:
Oczywiście nie jesteśmy już wierzący, jak w tamtych czasach, i – czy nam się to podoba, czy nie – mentalność się zmieniła. Analizując to jako historyk nie powinienem mówić, czy jest to dobre, czy złe. W przeszłości panowała absolutna wiara w Boga, a wspólna modlitwa była uważana za podstawową. W obliczu choroby lub epidemii kościoły zwiększyły liczbę uroczystości, teraz zaś dzieje się odwrotnie: zaprzestają ich. Można powiedzieć, że jest to rewolucja antropologiczna – inwolucja lub ewolucja, w zależności, jak na to patrzymy – nowoczesności.
W innym wywiadzie dla dziennika „La Stampa” profesor Cardini stwierdził, że współczesna histeryczna reakcja Zachodu na epidemię koronawirusa jest infantylna. Europejczycy, nawet wierzący, postrzegają bowiem świat w sposób zniekształcony, nie widząc np. tysięcy dzieci, które codziennie umierają na świecie z głodu lub braku lekarstw.
Jego zdaniem wynika to z faktu, że od czasów oświecenia na Zachodzie zwyciężył indywidualizm, ludzie zaczęli pojmować siebie jako autonomiczne jednostki, a nie jako osoby tworzące wspólnotę. Zanikło poczucie sacrum. Absolutyzacja jednostki sprawiła, że „zachowujemy się wobec koronawirusa jak głupie dzieci”. Według historyka, w dużej mierze wynika to z kondycji dzisiejszej wiary.
To wiara krucha i indywidualistyczna. Nasza wiara w Boga słabnie. Dziś nie stworzylibyśmy nowenny do Boga, by uwolnił nas od epidemii. Sami lekarze katoliccy napominają nas, abyśmy modlili się w domu. Współczesna epidemiologia jest zachętą dla naszego braku wiary. Jesteśmy w klinczu, z którego nie możemy się wydostać. Dziś ludzie martwią się naturalnymi zagrożeniami, a dopiero później myślą, że Bóg nam pomoże. Rozpowszechnia się błędne przekonanie, że modlitwa prywatna i modlitwa wspólna to to samo.
Profesor Cardini, wyjaśnia, że – wbrew utartym przekonaniom – zarówno w tradycji judaistycznej, jak i chrześcijańskiej uprzywilejowana była nie modlitwa indywidualna w samotności, lecz wspólnotowa. Przywołuje przykład św. Augustyna, który był zszokowany, widząc św. Ambrożego medytującego w ciszy nad Słowem Bożym, ponieważ przywykł do modlitwy na głos w zgromadzeniu. Dziś – jak zauważa historyk – nie jesteśmy w stanie pojąć zdumienia św. Augustyna, ponieważ uważamy, że to nieważne, czy modlitwa jest indywidualna, czy wspólna. Tradycja biblijna widziała to jednak inaczej. Włoski profesor wyjaśnia:
Uprzywilejowaną modlitwą jest to, co Lud Boży czyni razem, w uporządkowany sposób. Kiedyś podczas epidemii organizowano nowenny i procesje przyzywające Bożej ochrony, a dziś kościoły są zamknięte. Nie chodzimy na Msze i dlatego poddajemy się izolacji. (…) Podcinamy korzenie, które utrzymywały nas w kontakcie z wymiarem transcendencji. Prawdziwą wielką epidemią jest obecnie nasz dziki i desperacki strach. Podczas epidemii w 1630 roku wiadomo było, że śmierć nie jest końcem wszystkiego. Dziś na pogrzebach używa się pastelowych kolorów, ponieważ czerń i fiolet wywołują przerażenie. Byłem niedawno w Indiach i tamtejsi lekarze potwierdzili mi, że Matka Teresa miała rację: różnica między mieszkańcem Wschodu a Zachodu polega na stosunku do śmierci. My, ludzie Zachodu, jesteśmy nią przerażeni, nie wiemy już, jak umierać.
Swoimi przemyśleniami na temat stosunku współczesnych Europejczyków do koronawirusa profesor Cardini podzielił się też na prowadzonym przez siebie blogu w tekście pt. „Chwała Zachodu, lub gliniane stopy panów świata”, zaczynającym się od słów: „Ponownie ogarnął nas wielki strach”.
Każdy z nas i wszyscy razem – «homines occidentales« – jesteśmy samotni w naszej wielkości. Zabiliśmy bogów i królów. A teraz nad nami jest już tylko puste niebo; przed każdym z nas zieje Nicość. Od XVI wieku wyrzekliśmy się nadawania znaczenia światu, który przejęliśmy w posiadanie, oraz życiu, które nie ma już celu, z wyjątkiem samego siebie; wraz z końcem klasycznych «ideologii« zrezygnowaliśmy nawet z rozumienia historii; i to wszystko, co nam pozostało. (…) A teraz, w obliczu tajemnicy losu, która nas czeka, czujemy się samotni i drżymy.
Franco Cardini pyta, co jest przyczyną tego nadmiernego i nieuzasadnionego strachu. I odpowiada jednym słowem: Rozpacz. Koniec życia fizycznego oznacza bowiem koniec wszystkiego, nieodwracalne zniknięcie, brak jakiejkolwiek przyszłości. Z tego powodu w ostatnich dziesięcioleciach ludzie Zachodu usunęli śmierć ze swych społecznych rytuałów. Jak zauważa historyk:
Nasze obrzędy służyły do wyrażania naszego strachu, ale także naszej pewności – którą wtedy mieliśmy – że to nie koniec wszystkiego. Makabryczne tańce i triumfy śmierci, przerażająca święta sztuka czasów zarazy, prowadziły nas również do rytualizacji równoznacznej z oswojeniem Pani Świata, żeby przypomnieć jej, że nie jest Mistrzynią Kosmosu ani Wieczności. Nasze obrzędy były potężnymi środkami, które chroniły nas przed strachem. I tak Królowa Świata stała się po prostu naszym surowym towarzyszem w podróży naszego życia, w oczekiwaniu Zmartwychwstania. Dziś już tak nie jest. Strach przed śmiercią jest cichy, nie wyrażony, zaprzeczony, jednak zbliża się. Wraz z sekularyzacją i immanentyzacją życia powrócił dziko i okrutnie.
Cardini pisze, że dziś człowiek ma przed sobą dwie drogi: albo Chrystus, albo Nietzsche. Albo Wiara, albo Rozpacz.
Jest jeszcze trzecia postawa – Epikura: przyjęcie Nicości z pogodną świadomością. Ale to wydaje się dostępne jedynie nielicznym jednostkom pokroju Petroniusza z powieści „Quo vadis?”
Profesora Cardiniego trudno przyporządkować do lewicy lub do prawicy. Jego namysł nad wydarzeniami przeszłymi i teraźniejszymi nie ogranicza się jedynie do perspektywy historyka, lecz ma wymiar metafizyczny i metapolityczny. W czasach, gdy media starają się nadążyć za dziejącymi się wydarzeniami i bombardują nas setkami bieżących informacji, on opisuje zjawiska wokół nas w „długim trwaniu”, wychodząc poza „tu i teraz” i umieszczając je w horyzoncie cywilizacyjnym, kulturowym i duchowym. Takich głosów jest dziś bardzo mało.
Tekst ukazał się na portalu wPolityce 15 marca 2020r

Na ogrodzeniu terenu budowy hotelu, w skrócie powiedzmy na miejscu Miastoprojektu, pojawił się napis – baner. Co prawda wisiał krótko. lecz został zauważony. Miał on spore rozmiary i treść, którą trudno tu cytować ze względów nie tylko procesowych. W każdym razie treść odnosiła się do osoby