- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 31 sekund.
Jestem pewna, że fakt, iż jestem kobietą, nie jest moją jedyną wartością. Ten fragment zapewne szerszego wystąpienia p. Marty Pateny wskazanej jako oficjalna kandydatka PO w staraniach o fotel prezydenta Krakowa, mnie zastanowił i naprowadził na dość smutne konstatacje.
I mogę powiedzieć, a właściwie przypuszczać, mogą być one jej, w pewnym sensie, przydatne w kampanii dlatego porwałem się na to by je jednak pokazać. Nie jestem, by rzecz była jasna, zwolennikiem wyczynów i metod oraz obietnic partii, która ją wystawia – bo widzę co one za sobą niosą. PO jakie jest, każdy widzi, a ostatnio coraz ostrzej i w tym zakresie pola do zagłaskiwania i „Polacy nic się nie stało” już nie ma. Niemniej, jako świadek początków działalności Jej i jej męża oraz ich wspólnych wysiłków oraz niewątpliwej umiejętności pokonywania trudności, mam do osoby Pani Pateny sporo sympatii. W pewnym zakresie oddzielam więc klimat partii od osoby – choć jak widać panująca tam poprawność – zaraża. Tylko mogę powiedzieć tak, jak niegdyś to powiedziałem gdy pan poseł J. Gowin został ministrem – cóż on (a teraz – ona) tam, w tym towarzystwie robi.
Szanuję ją też za jedną – mogło by się wydawać czysto incydentalną rzecz. Za wykazaną czynem umiejętność nie stosowania się do politycznej poprawności – gdy ją zobaczyłem na uroczystości w objętym obecnie oficjalną (a osobiście uważam nie uzasadnioną merytorycznie i tylko to powiedzmy, by tu nie roztrząsać sprawy) anatemą Związku Legionistów, w Domu Piłsudskiego. Domu, w którym jest ciekawe muzeum, myśl choć propaganda mówi i wtłacza opinii publicznej że tam nic nie ma i wiatr hula a samo towarzystwo tonie w zalewającej go powodzi pomówień półprawd i właśnie zdanek przyjmowanych bez weryfikacji jako oczywiście prawdziwe.
Tyle wyjaśnienia dlaczego w ogóle zajmuję się ową wypowiedzią. Może sama zainteresowana się zastanowi jaki na niej wycisnął ślad klimat posługiwania się i dostosowania do słów-kluczy poprawności.
Cóż bowiem oznacza ten wydawałoby się niewinny prawie zalotny ozdobnik całej wypowiedzi? Powtórzmy fakt, iż jestem kobietą, nie jest moją jedyną wartością.
Jest on bezpośrednim powiedzeniem, iż płeć ma w ogóle mieć wartość w działaniach politycznych. Opinia publiczna już się z tym pogodziła. Mamy wszak parytety jako oczywistą normę polityczną. Tu na dodatek płciowość sama w sobie ma stanowić walor polityczny kandydata. Przepraszam chciałbym powiedzieć kandydatki – lecz po ministrze Musze – człowiek nie wie jak się obrócić, by nie dostać na odlew pałką poprawnościową.
Tu mamy też echo tego myślenia.
Zastanówmy się.
Jaki odbiór i jaką miałoby wartość logiczną powiedzenie – zostaję kierowcą, menadżerem, naukowcem, posłem – bo jestem mężczyzną. Rywalizujące o to miejsce zawodowe kobiety są nawet lepiej lub równorzędnie przygotowane lecz mam to miejsce dostać ja, bo jestem mężczyzną i to jest mój dodatkowy walor. Obsmarowanie mianem szowinisty – jeśli nie sprawa sądowa ze strony pani (a) Grodzkiej lub Senyszyn – pewna.
A czym się to różni od ustalenia parytetu płciowego w partii?
Ta zbitka alogiczna już działająca w elektoracie naszprycowanym niby myśleniem bo tylko wyuczonymi reakcjami w schematach poprawności politycznej w oczach ludzi samodzielnie myślących jest śmieszna i dowodzi, że ten kto się na nią powołuje już jest w tych trybach wizji świata.
Trudno, niech im będzie – ale to nie moja bajka. Ja chcę mieć radnego (ną) posła (nkę) itd. który umie czytać dokumenty, zauważy co projekt uchwały czy ustawy niesie i w końcu – jako decydent będzie potrafił rozważyć racje, korzystając, ale nie protezując się, z wiedzy innych – wielu, a nie tylko tytularnych ekspertów. Wybierając będzie umiał (a) ich sobie przeciwstawić – by racjonalnie wyważyć swoją decyzję podejmowaną w moim imieniu i dla mojego a ściślej – wspólnego interesu.
Tym jednym zdaniem PT Kandydatki – niestety – otrzymałem dowód przystosowania się do haseł a nie rzeczywistości.
Wybiorę kogoś, dla którego płciowość nie będzie ani walorem ani wadą – tylko cechą.