- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 5 minut.
O sprzedaży terenów spółdzielni pisałam w części I mojego wystąpienia na temat naszej spółdzielni. I jakby w nawiązaniu do tego podzielę się z Czytelnikami treścią pisma, które wprawiło mnie w zdumienie. Bo oto po trwających od podziału transakcjach Zarząd SM PB-W zwraca się do Wydziału finansowego Urzędu Miasta Krakowa o „uchylenie decyzji z 02.01. 1995r i umorzenie odsetek od podatku od nieruchomości za 1992 rok”. A w uzasadnieniu pisma Zarządu czytamy m.in. „ … stały niedobór środków finansowych spowodował, że nie było możliwości przeprowadzenia gruntownej inwentaryzacji budynków i terenów, spółdzielnia działała więc w oparciu o dokumentację techniczną i księgową otrzymaną ze spółdzielni KRAKUS”
W świetle tego pisma rodzi się więc pytanie z jakiej dokumentacji korzystał Zarząd SM PB-W sprzedając grunty i udziały? Co stało się z dokumentami przekazanymi przez Komisję ds. Podziału SM KRAKUS? Naszym przedstawicielem w tej komisji był członek Rady Nadzorczej J.S.
Brak logiki w działaniach ówczesnego Zarządu SM i ówczesnych członków Rady Nadzorczej nie powinien dziwić. W pozornym bałaganie można robić „dobre interesy” – tylko pytanie – dla kogo one dobre?
Od tamtych lat, upłynęło dużo czasu i zapewne ci, co to „zapomnieli” jakie decyzję podejmowano nie spodziewali się, że znajdzie się ktoś, kto podąży śladami dokumentów z tamtych lat i to co miało pozostać niedostępne w naszej spółdzielni stało się dostępne. Warto czasem zaglądać do archiwaliów.
W drugiej części mojego „spółdzielczego” tekstu napisałam o podjętej przeciwko mojej osobie formie odwetu ze strony tych którzy już „nie pamiętają” jakie uchwały były podejmowane prze RN w których zasiadali, ułatwiając ówczesnemu Zarządowi pozbywanie się terenów należących do spółdzielni, czyli do nas wszystkich. Niektórzy zresztą nadal „uzdrawiają” naszą spółdzielnię, co kilka lat wchodząc do składu kolejnych rad nadzorczych.
W tej części tekstu poruszę sprawę prowadzenia obrad Walnego Zgromadzenia Członków Spółdzielni PB-W, które daje możliwość oceny naszej sytuacji organizacyjnej i finansowej. Od kilku lat na prowadzących obrady WZCz spółdzielni wybierani są panowie Ireneusz Lisiak - przewodniczący i Wacław Suder – sekretarz. Ten fakt nie budzi wątpliwości, gdyż wybierani są w głosowaniu jawnym i uzyskują poparcie pewnej grupy członków. Sposób prowadzenia obrad jest określony w regulaminie i statucie – a więc – wszystko w porządku. Z punktu widzenia przepisów i byłoby tak gdyby prowadzący przestrzegali zasad wynikających z trybu zapisów.
Jest rzeczą oczywistą, że osoby zabierające głos w dyskusji powinny przestrzegać ustalonego porządku obrad i poruszać sprawy adekwatne do treści danego punktu obrad. Tymczasem panowie Lisiak i Suder uzurpują sobie prawo do wybiórczego stosowania zapisów regulaminu i eliminują tych mówców, którzy są niewygodni dla Zarządu Spółdzielni i Rady Nadzorczej. Są po prostu zbyt dociekliwi a więc są pacyfikowani.
Pan Suder – sekretarz obrad WZ znany jest z wygłaszania moralitetów, poucza, gani i krytykuje. Dla niego liczą się tylko ci, którzy należą do „grupy” Lisiaka.
O panu Lisiaku – jako przewodniczącym obrad Walnego Zgromadzenia pisałam już na łamach tej gazety (można znaleźć w Gogle) 13 listopada 2014 w tekście zatytułowanym: O Ireneuszu Lisiaku ze Spółdzielni Mieszkaniowej Prądnik Biały Wschód. Przytaczam fragment tego tekstu: „… Czym dla pana Lisiska jest prawo zawarte w konstytucji i innych aktach prawa lokalnego doświadczyłam tego na własnej osobie, między innymi w dniu 28 czerwca 2014r na Walnym Zgromadzeniu Członków SM PB-W, gdzie jako była przewodnicząca Rady Nadzorczej kadencji VIII zostałam przez prowadzącego obrady pana Lisiska arogancko i obraźliwie potraktowana. Odmawiając mi prawa do postawienia pytań Lisiak naruszył zapisy ustawy Prawo Spółdzielcze oraz zapisy określające prawa członków spółdzielni” Wykaz tych pytań zawarty jest w tekście z 2014r o którym wspominałam.
W efekcie druku tego tekstu Ireneusz Lisiak podjął „krucjatę” niszczenia mojej osoby. Ograniczanie do wypowiedzi ma charakter cykliczny, bo zarówno w czercu 2015r jak i w czerwcu 2016 byłam traktowana przez panów Lisiska i Sudera arogancko i obraźliwie. Chroniąc swoich znajomków Lisiak nie przewidział, że znajdę sposób na upublicznienie .informacji o karygodnej wyprzedaży majątku spółdzielni i nie tylko. Pan Lisiak zapomniał, że „jego władza” ma początek i koniec.
Szanowni Państwo chcę jeszcze opowiedzieć o zdarzeniu jakie miało miejsce w czasie obrad WZ w czerwcu 2015r Otóż pani (D.G.) od lat zaangażowana w pracę dla dobra ogółu mieszkańców, zabrała głos w sprawie uchwał dotyczących podziału nadwyżki bilansowej w ostatnich latach. Wystąpienie tej pani tak bardzo się nie spodobało p. Lisiakowi, że zaatakował mówczynię w słowach pełnych agresji porównując Ją do bolszewika. Jakie skojarzenie budzi to porównanie – pozostawiam czytelnikom do oceny, zwłaszcza tych, którzy dobrze pamiętają co za takim określeniem się kryło. Dla mnie osobiście było to na tyle bulwersujące zdarzenie, że wystosowałam do Zarządu Spółdzielni pismo protestacyjne przeciwko takiemu prowadzeniu obrad. I cóż na to Zarząd Spółdzielni? Ano zostałam pouczona, cytuję: „…pkt. 3- Pojedyncze wystąpienia członków Spółdzielni skierowane do innych uczestników zgromadzenia, a nie wnoszące nic do merytorycznych rozstrzygnięć nie są przedmiotem analiz Zarządu i obsługującej spółdzielnię Kancelarii Prawnej.” I inny cytat:„…Pozostaje oczywiście kwestia kultury i rzetelności w tych wystąpieniach ale na to niestety nie mamy wpływu”
Wczytajcie się Państwo w ten tekst z odpowiedzi jaką otrzymałam na mój protest. Wynika z niego, że kultura dotyczy nas, zabierających głos w dyskusji a nie prowadzących obrady. Zarząd Spółdzielni nie akceptuje pytań dot. finansowania, etatów i form zarządzania. A pytanie o podział środków z nadwyżki bilansowej – a więc naszych pieniędzy – uważa za nie merytoryczne, nieważne. Zarząd Spółdzielni traktuje nas – współwłaścicieli spółdzielni jako wasali, składających daninę zarządzającym. Na moją wypowiedź skierowaną do Zarządu Spółdzielni, cytuję „…To my wszyscy jesteśmy łożącymi na wynagrodzenia Zarządu, Pracowników i Radcy Prawnego oraz fundatorami diet Rady Nadzorczej, gdyż to z wnoszonych przez nas opłat wypłacane są Wasze wynagrodzenia,” – otrzymałam od Zarządu pismo w formie tak obraźliwej, że po mojej reakcji na treść pisma zostałam przeproszona. Nie zmienia to jednak faktu, że kontekst tego pisma był obraźliwy dla wielu członków naszej spółdzielni a szczególnie emerytów i rencistów.
Szanowni Państwo – to za nasze pieniądze opłaca się wynajem sali na obrady walnych zgromadzeń, to z naszych środków opłacana jest firma ochroniarska która w „razie czego” na polecenie prowadzącego p. Lisiaka ma nas – zbyt dociekliwych i niepokornych - usunąć z sali obrad. Metodą działań „grupy Lisiska” jest zakrzyczenie, wyśmianie i pomówienie. Nie na darmo p. Lisiak godzinami wysiaduje w gabinecie prezesa, aby teraz pozwalać na zadawanie niewygodnych dla Zarządu pytań.