- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 4 minuty i 46 sekund.
Wreszcie stało się to, co już dawno miało się stać. Zgodnie z wyrokiem Naczelny Sąd Administracyjny uchylił ostatecznie wstrzymanie połączenia Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Westerplatte. Bezpośrednią konsekwencją tego wyroku była zmiana na stanowisku dyrektora. Prof. Pawła Machcewicza zastąpił dr Karol Nawrocki, a obie placówki decyzją ministra kultury połączono w jedną. Co jest logiczne i zrozumiałe.
Po co bowiem utrzymywać dwa byty, które de facto razem stanowią spójną całość. Ale to wątek poboczny. By przypomnieć Czytelnikom istotę problemu należy krótko powiedzieć o istocie sporu. Technicznie dyr. Machcewicz był nieusuwalny przez ministerstwo ponieważ na przeszkodzie stał statut Muzeum II Wojny Światowej. Do tej pory dyrektora mogła powoływać bądź odwoływać tylko Rada Powiernicza Muzeum, w której większość stanowili zwolennicy obecnego kierownictwa. W momencie przeprowadzenia restrukturyzacji, a za taką uważa się scalenie tych dwóch instytucji, jej mandat automatycznie wygasa i kompetencje w obsadzie stanowiska przejmuje minister. Decyzja o połączeniu placówek zapadła już w grudniu ubiegłego roku, ale na przeszkodzie min. Piotrowi Glińskiemu stanęły postępowania sądowe wszczynane przez zagrożone dymisją byłe kierownictwo. Kwestia osoby prof. Pawła Machcewicza była kluczem do rozwiązania konfliktu o kształt wystawy. Spór o formę i treść w jakich będą przedstawiane wydarzenia najkrwawszego konfliktu w dziejach świata rozgorzał w pełni, kiedy światło dzienne ujrzały recenzje trzech historyków z niekwestionowanym dorobkiem naukowym i zawodowym. Prof. Jana Żaryna, specjalisty w zakresie m.in. historii Kościoła Katolickiego w Polsce w XX wieku, ruchu narodowego oraz emigracji politycznej po roku 1945 oraz byłego szefa Biura Edukacji Publicznej IPN, Piotra Semki – publicysty i autora znanej książki „My reakcja. Historia emocji antykomunistów w latach 1944-1956”, absolwenta Wydziału Historii KUL oraz prof. Piotra Niwińskiego znawcy historii najnowszej i wykładowcy na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Napisanie opinii o przygotowywanej wystawie zleciło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w styczniu tego roku. Recenzenci w swoich opiniach odnieśli się sceptycznie do narracji historycznej ekspozycji. Swoje zdanie z recenzji potwierdził prof. Żaryn w ostatnim tekście zamieszczonym na łamach portalu w”Polityce.pl”
p.t. Prof. Jan Żaryn odwiedził Muzeum II Wojny Światowej. Co zobaczył? Czy placówka wymaga zmian?
Choć generalnie wystawa robi wrażenie (bogactwo eksponatów, ciekawe koncepcje prezentacji) to niestety organizatorzy świadomie zideologizowali jej wydźwięk w kierunku tzw. uniwersalistycznej wizji historii według pewnych kanonów politycznej poprawności. Zauważa to prof. Żaryn pisząc teraz m.in.:
Nacjonalizm i Kościół to słowa najbardziej obciążone przez autorów wystawy negatywną emocją i kontekstem. Autorzy dostarczają widzom przekaz podprogowy i polityczny zarazem. Dziś obrzuca się tym pojęciem polską prawicę, rzekomo niszczącą demokratyczną Unię Europejską, opartą na prawach człowieka, prawie do życia i wolności (te wartości są wybite przez autorów jako warunkujące pokój). Widać to szczególnie w pierwszej części wystawy. Słowa te uwikłane są ponadto w nowomowę, z „ksenofobią” i „antysemicką propagandą” na czele. Przykładowo NSDAP wygrała wybory dzięki „ksenofobicznej” retoryce.
Muzeum powstało w 2008 r. jako sztandarowy projekt polityki kulturalnej i historycznej poprzedniego rządu, według wizji wywodzącego się z grupy gdańskich liberałów Donalda Tuska. Obok Europejskiego Centrum Solidarności usytuowanego również w Gdańsku, miało stać się nowym symbolem, łącznikiem pomiędzy brutalną historią światowego konfliktu, a współczesną, szukającą porozumienia Europą. Trójmiasto wydawało się właściwym miejscem. To tu, na Westerplatte symbolicznie rozpoczęła się od salwy pancernika Schleswig-Holstein II Wojna Światowa. Nie bez znaczenia był również fakt, że Gdańsk jest tradycyjną niszą zwolenników Platformy Obywatelskiej i prezydent Paweł Adamowicz widział siebie chętnie jako jednego z głównych animatorów projektu. Choć nie odwiedziłem jeszcze wystawy (trzeba na nią poświęcić co najmniej jeden dzień), to podczas pisania artykułu kilka miesięcy temu dokładnie obejrzałem zbiory i przeanalizowałem koncepcje wystawy. Można powiedzieć, że byłem „pierwszym gościem” w jeszcze nie otwartej ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej. Dla mnie jej przekaz był spójny, kilka pomysłów na pewno przyciągnie uwagę widza, co zresztą potwierdził prof. Żaryn. Ale ponieważ „wszystko jest kwestią proporcji” bardziej odpowiadała by mi forma przedstawiona przez recenzentów. Niestety do dyskusji z recenzentami w cztery oczu, w zaciszu gabinetu szefów muzeum nigdy nie doszło. Zamiast tego do „debaty” włączyła się poprzednia „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek” i tzw. autorytety III RP. Byłe kierownictwo placówki stanęło w jednym froncie z propagandystami.
PiS, który ma obsesję polityki historycznej i przerabiania wszystkiego na swoje kopyto nie mógł “oddać” II Wojny Światowej historykom nie ze swojej stajni — pisał Daniel Passent na swoim blogu. O samych recenzjach wyrażał się w podobnym, „aparatczykowskim” stylu. Aż strach pomyśleć do czego może prowadzić takie rozumowanie. Niestety do tego prowadzi „polityka historyczna”, opacznie pojmowany patriotyzm, krótka pamięć i po prostu głupota.
Dyskusja szybko zamieniła się w pyskówkę podkręcana raz na jakiś czas oświadczeniami prez. Gdańska Pawła Adamowicza, który dwoił się i troił, by przykryć swoje kłopoty z wymiarem sprawiedliwości z powodu „lewych” oświadczeń lustracyjnych. Wszystko szło według utartego przez opozycję schematu: najpierw obelgi, potem lament za granicą, bełkot o wolności przekazu, zawłaszczaniu historii przez PiS etc. Do tego 100 kodziarzy demonstrowało pod budową muzeum swoje poparcie dla dyrektora. W końcu sąd i minister skończyli te hucpę. Ale propagandowy ujad niemieckiej prasy i Gazety Wyborczej jeszcze potrwa trochę czasu. Na szczęście nikt ze zdrowo myślących ludzi przejmować się tym nie będzie. Teraz powinno się skupić nad przekazem jaki nowa dyrekcja chciałaby zaprezentować zwiedzającym. Jak już wspomniałem przychylam się do zdania prof. Żaryna co modyfikacji wystawy, ale nie zaczynania wszystkiego od nowa. Sądzę, że powstała wreszcie szansa by ten potężny obiekt za 400 mln złotych był wart tych pieniędzy. Dowodem będzie frekwencja.
Tekst ukazał się na portalu wPolityce w dniu 7 kwietnia 2017r