- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 6 minut.
Uroczystość coroczna, kultywowana w swej formie i tradycji od dawna, zarówno lokalnie jak i w skali powiatów województw i całego państwa. Te więc w Dobczycach to lokalna uroczystość – jakich w całej Polsce wiele. Może cieszyć jest to bowiem ważne uzmysłowienie całej społeczności, istoty i wagi trudu rolnika. Dożynki pokazują – to wcale nie jest tak, że rolnik siedzi, a w polu mu rośnie, mówimy o owocach ciężkiej i czasem prawie bezowocnej pracy - co wykazał ten rok – w sadownictwie szczególnie dotkliwie. Nawet górnik ma swój trud, przodek i szychtę.
Po niej – ma już luz. Rolnik nie zna pojęcia godziny pracy – szychta, wolne. Nawet wyjazd gdziekolwiek, to dla rolnika przedsięwzięcie gospodarskie wymagające życzliwej współpracy rodziny lub sąsiadów. Praca, pracą lecz i tak aura jest w stanie wszystko zburzyć lub .. uwielokrotnić. Trzeba w tym zawodzie uporu i wiary.
Wszystko to prawda – i godne szacunku. Jednakowoż w wielu przypadkach, a nie tylko w tej Gminie, należy zadać uzupełniające pytanie. Proste a konieczne. Święto rolnika – czyli kogo? Jeśli zdefiniujemy sobie rolnika jako fachowca – nawet bez formalnego wykształcenia kierunkowego lecz – co jeszcze cenniejsze – posiadającego wiedzę praktyczną z dziada pradziada a utrzymującego się ze swej profesji, to możemy popaść w tak oczywistej by się wydawało kwestii – w zadumę. Nie znam oczywiście aktualnych, zazdrośnie chowanych, informacji szczegółowych w tym zakresie. Onegdaj przeprowadzona przez nas (w dziś nie istniejącej już Fundacji Ekozrozwój) ocena liczby rolników w Gminach całej zlewni Raby po Dobczyce włącznie, już wtedy czyli te kilkanaście lat temu dała rezultaty co najmniej zastanawiające. I dziś nawet tylko zdrowy rozsądek użyty w ocenie tego problemu jednak nie pozwala przejść obojętnie wobec faktów widocznych gołym okiem. O ile jeszcze kilkanaście lat temu w każdej wsi owej gminy było co najmniej kilkanaście krów – to dziś na całą wieś wypada parę – można powiedzieć - zwyczajowych endemitów. Kury – bywają, lecz stodołę zbożem już mało kto napełnia. Pola nie tak dawno uprawiane – dziś są ugorami Nie dziwię się – w końcu prawa rynku i nacisk prowadzonej polityki, skłaniają dawniejszych rolników (wedle przyjętej definicji) do całkiem innych – choć na logikę mało racjonalnych zachowań. Suma przecież jest taka, że są marnotrawione możliwości jakie daje natura. Jej zrozumienie i żywe odczuwanie, przekazywane z przez wieki z pokolenia na pokolenie to była zawsze wiedza każdego rolnika i obok pługa i brony - jego narzędzie pracy. Dziś rzucone w kąt. I nie wykorzystywane – co najwyżej wyciągane jako hasło z okazji choćby Dożynek. Parohektarowe obszary obrabiane, z racji ukształtowania terenu, co najwyżej z użyciem małej mechanizacji – nie mają szans na konkurencję rynkową z gospodarstwami wielko obszarowymi posiadających mechanizację i produkcję – można powiedzieć – przemysłową.
Jednak ta – należałoby określić– umowność Dożynek jako święta rolników a i nawet też tych, którzy pracowicie, w pewnym sensie dodatkowo, pracują na roli, zmusza do głębszej refleksji. Zachowując pełny respekt i dla trudu pracy i dla tradycji święta – należy postawić czy raczej uporczywie przypomnieć myśl od dawana stawiana i jak najbardziej aktualną w tej Gminie. To nie rolnicy, nie pracujący na roli, a Ci, którzy organizują Im warunki funkcjonowania – czyli mający myśleć o sposobach rozwoju Gminy – czyli włodarze powinni w końcu wyjść ze starych szyn myślenia o tym jak wykorzystać możliwości Gminy i jej otoczenia.
Może jest tak, że tych cech i szans się nie zauważa – jako takich przecież zwykłych, codziennych. Widzi się je za to z zewnątrz a w oglądzie z wewnątrz się lekceważy. Dożynki dożynkami – ale czy to nie wymuszają one myśli o nomen omen - dożynaniu tych naturalnych możliwości?
W imię czego? Moim zdaniem – w imię wygodnictwa sztampowego myślenia. Do tej pory i od lat w tej Gminie obowiązuje myślenie, dziś nawet zapisane w oficjalnie uchwalonej Strategii, o dwóch filarach jej rozwoju. Mają to być jako fundamenty i koła napędowe – pieniądze unijne i udostępnienie Zbiornika do celów turystycznych oraz rekreacyjnych. Ludzie wierzą – to wybierają i za każdym obrotem kadencji się powtarza to kuglarstwo – jak mnie wybierzecie – to ja to wam załatwię. I będzie deszcz dudków i szczęśliwość z automatu. Przypomnę tytułem przykładu - w Bukowinie tak też myślano, póki Białka nie zaczęła inaczej myśleć. I zaczęła robić interes, nie mając przecież Głodówki i Panoramy Tatr na wyciągnięcie ręki.
Nie dyskutuję w tej chwili nad tym jaka to fantasmagoria samo wskazanie na owe dotychczasowe podstawy. Lecz ludzie wierzą – a dla władzy i potencjalnych kandydatów – to samograj. Resztę już można spokojnie sprowadzić do gier w salonowca polityczno-towarzyskiego a o zasadach i realnych podstawach rozwoju już nie myśleć. Luz przedwyborczy i gwarancja tego, by było jak zawsze. Stąd też mamy „stabilność władz” ku samemu tylko zarzadzaniu i posiadaniu włodarzenia. Ludzie mają mieć nadzieję dostarczoną na rybkę, a stołki mają być właściwie obsadzone swojakami. W tej grze – kto rządzi hen tam – w stolicy, ma w zasadzie marginalne znaczenie. Podziały partyjne? Dla szarego obywatela to abstrakcja i mydlana opera. Za to myślenie o nowym – to realne zagrożenie tak rozumianej stabilizacji. To i najmądrzejszy obcy musi być tu głupszy od najgłupszego swego.
Czy tylko narzekam? Skądże!
Wyprowadzam tylko jak racjonalne jest to, co nie ja jeden, od lat (czynem - od połowy 90-tych) podnosiliśmy, a teraz powtarzam już do znudzenia. Ta Gmina i to jako całość – może i ma szanse oprzeć swój rozwój o wykorzystanie potencjału tradycji i aktywne uczestnictwo w dbałości o stan Zbiornika. Aktywami Gminy są jej specyfika i chyba nie zaskoczę – zarówno starsi ludzie (Ci z roku na rok ubywają) depozytariusze tradycyjnej wiedzy i praktyki, jak i młodzi, aktywni, już przyzwoicie i często wielokierunkowo wykształceni – ci którzy dziś swych szans poszukują w emigracji zarobkowej. Nie zawsze nawet zagranicznej – bo tu nie znajdują pola dla swych kompetencji i aktywności. Niby widzi się, że problemem Gminy jest exodus młodych – lecz proszę mi pokazać realnie podjęte środki zaradcze w tej sprawie.
Dziś obowiązuje biadolenie i kult złudzeń. Zaczynem innego myślenia mogą być, i pokładam w tym nadzieję, liczne tu aktywności społeczne. Czyli ludziom jeszcze się chce, nie porzucili zainteresowań sięgających ponad michę, blady ekran oraz łoże. Będę więc na przykład z wielkim zainteresowaniem patrzył na to, w jakim kierunku podąży wykorzystanie szans jakie leżą w realizacji wszelkich działań na – jak się to nazywa - Starym Mieście. Kto ma swe lata powinien pamiętać, to co w tym zakresie, oczywiście w granicach swych możliwości, zrobił wieloletni Proboszcz – ks M. Mikołajczyk. Jaka Go spotkała za to wdzięczność – będąca skutkiem lokalnych gier polityczno- socjologicznych też warto zauważyć i.. zapamiętać. Łatka – kontrowersyjny – może jest jednak uznaniem – nie myślący sztampowo. To oddzielny temat do nauki na przyszłość.
Dlaczego jednak akurat te działania w Starym Mieście uważam za ważne? To proste. Z nich mogą być wyprowadzone ważne elementy rozwojowe, niektóre z tych o których wcześniej tu pisałem. Równie dobrze jednak zamiast takiego zaczynu – mogą pozostać one tylko powodem do chwilowego splendoru i … zamieszczenia paru zdań w sprawozdawczości. Zobaczymy.
Gdy się jednak sprawę inaczej przemyśli i zastosuje wnioski z tego myślenia - Dożynki będą Dożynkami, a nie lokalną Cepeliadą i świadectwem dożynania lokalnych możliwości .
Żal potencjału tej Gminy – dziś w dużej mierze już powoli bezpowrotnie trwonionego.
Powtarzam – lokalna tradycja rolnicza i rzemieślnicza w połączeniu z potężnym rezerwuarem finansowania drzemiącym w działaniach na rzecz ochrony Zbiornika zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju – to są realne podstawy przyszłości tej Gminy. Zrównoważony, rozsądny rozwój czyli zgodny ze znaczeniem tego pojęcia a nie nazwy używanej jako hasło propagandowe wygodne w raportach – to klucz Yale do sukcesu Gminy. Ów klucz tak nazywam, bo musi być ściśle dopasowany do niepowtarzalnej specyfiki tej właśnie Gminy. Tej na dziś się chyba nie widzi i nie docenia. Jako człowiek z zewnątrz a jednak jakoś tam związany z gminą – tę specyfikę widzę i doceniam.
Realizacja to oczywiście nie samograj – wymaga myśli, współdziałania wielu środowisk i wspólnej pracy. Zorganizować to może tylko ktoś, kto zarządza Gminą i ma dostęp do informacji i narzędzi działania.
Taki ktoś nie pozostanie bez szans - środowiska nie obojętne – też są.
Warto by było wybrać nowy sposób działania i – zarządzania.
Oczywiście można też wybrać – by było jak było.
Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraków-Kornatka 2.09.17