- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty.
Wygląda na to, że w polityce PiS wobec Ukrainy następuje wreszcie jakieś opamiętanie. Rzecz ciekawa, doniosła o tym… ukraińska gazeta, która ujawniła kulisy spotkania Jarosława Kaczyńskiego z prezydentem Ukrainy Petro Poroszenką. Gładkie komunikaty po spotkaniu oznajmiały, że prezes PiS zapewnił ukraińskiego prezydenta, iż „niepodległość Ukrainy i wspieranie jej dążeń do UE jest polską racją stanu”. „Mniejszym drukiem” dodawano, że Jarosław Kaczyński „stanowcze odcięcie się Ukrainy od zbrodni UPA uznał za warunek zarówno zbliżenia z Polską, jak i Europą”.
Ani wówczas, ani potem rozmaite „niezależne media” na co dzień lubujące się w hołubieniu Ukrainy i wyzywaniu każdego, kto tego nie czyni od ruskich agentów, jakoś nie wnikały, jak naprawdę wyglądały owe rozmowy. Dopiero teraz za sprawą ukraińskiego żurnalisty wychodzi na jaw, że spotkanie to niekoniecznie przebiegało w miłej atmosferze. Wręcz przeciwnie.
Na łamach tygodnika „Zerkało Nedeli” dziennikarz tegoż pisma napisał, że „Na nieformalnym spotkaniu z Petro Poroszenką w Warszawie Jarosław Kaczyński bezpośrednio oskarżył Ukrainę o chamski brak wdzięczności". Jeśli tak było, to Jarosław Kaczyński nareszcie powiedział to, co na co dzień myśli większość Polaków.
Ukraiński dziennikarz pisze, że Jarosław Kaczyński przypomniał Poroszence, iż Lech Kaczyński za swoje zaangażowanie na Wschodzie zapłacił życiem (już w 2008 r. ostrzegał, że Putin zaatakuje Ukrainę), a Kijów dziś reaguje na to heroizacją UPA. Wygląda więc na to, że, mówiąc o konieczności odcięcia się Ukrainy od UPA, Jarosław Kaczyński ani nie żartował, ani nie rzucał słów na wiatr.
Wydaje się, że dziś PiS zaczyna pomału wyciągać wobec Ukrainy konsekwencje zapowiedziane przez swego szefa. Ukraińska gazeta zwraca uwagę, że w polskiej polityce idea ścisłej współpracy z Ukrainą została zastąpiona przez ideę Trójmorza. Fakt. Nowa idea czyni Ukrainę jednym z elementów i to wcale nie najważniejszym, polityczno-geograficznej układanki, którą ostatnio zaczęły budować polskie władze. Również wydawałoby się mało znacząca zapowiedź umieszczenia w polskim paszporcie Cmentarza Orląt Lwowskich wydaje się nieprzypadkowym działaniem. W polityce takie zbiegi okoliczności zdarzają się rzadko, a praktycznie wcale.
Wygląda więc na to, że Jarosław Kaczyński postanowił wreszcie wykorzystać w relacjach z Ukrainą stanowczość, z której słynie w polityce wewnętrznej. Poroszenko usłyszał ostrzeżenie, zlekceważył je, pora na konsekwencje. Być może stąd właśnie koncepcja Trójmorza zamiast bredni o Ukrainie – buforze zabezpieczającym nas przed Putinem (tylko polityczny naiwniak uwierzy, że to możliwe) czy mrzonkach o Międzymorzu. Jarosław Kaczyński to wytrawny polityk i nie może lekceważyć zdania swoich wyborców, nawet gdy zaprzyjaźniony redaktor podsuwa mu własne wizje. Zapoznając się z prawdziwym przebiegiem przywołanej na wstępie rozmowy i jej konsekwencjami, miliony Polaków, którzy z obrzydzeniem patrzyli na pobłażanie banderowskim zapędom Ukrainy, milczenie wobec żądań „zwrotu” temu krajowi Przemyśla i jawnej gloryfikacji ludobójców, odetchnęło z ulgą.
Swoją drogą, ciekawe, co na to nagrodzony medalem od ukraińskiej służby bezpieczeństwa redaktor Sakiewicz i jego „Gazeta Polska”, do tej pory tak lubująca się w mniej lub bardziej wyraźnym sugerowaniu, że każdy, kto nie popiera Ukrainy, jest „agentem Putina”. Czy zarzuci Jarosławowi Kaczyńskiemu że jest „ruskim agentem”?
Tekst ukazał się w Warszawskiej Gazecie w dniu 18 września 2017r