- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 38 sekund.
W telewizji reżymowej, podczas rzekomej debaty wyborczej, będącej de facto wygłaszaniem oświadczeń przez przedstawicieli komitetów, widowisko skradli prowadzący. Pytania z tezą zadawane przez Michała Rachonia oraz Annę Bogusiewicz-Grochowską można byłoby właściwie streścić do jednego: czy popierasz złe pomysły rządu Donalda Tuska, czy dobre rozwiązania rządu premiera Mateusza Morawieckiego?
Krzysztof Maj miał podczas debaty podobno jako pierwszy wypić wodę, co byłoby głównym sukcesem reprezentanta Bezpartyjnych Samorządowców, niewyróżniającego się na tle oponentów niczym konkretnym, poza elementami garderoby. Kiedy Maj zabierał głos, można było mieć problem z określeniem, o czym on właściwie mówi.
Warte odnotowania mogą być jedynie ataki wobec reprezentantów Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, a także zaznaczenie różnicy między partiami obecnymi w Sejmie a partyjnymi Bezpartyjnymi.
Słuchając Szymona Hołowni, odpowiadającego na część pytań, można było sobie przypomnieć skecz Kabaretu Moralnego Niepokoju, w którym nieprzygotowany student upewnia się u profesora, czy na pewno nie pytał o Węgry. Lider Polski 2050, zważywszy na to, że niegdyś prowadził programy telewizyjne, zaskakująco często spoglądał w kartkę. Jak to w przypadku kampanijnych występów Hołowni bywa, nie obyło się bez słów o dialogu i zakończeniu kłótni. Były kandydat na prezydenta dał się zapamiętać słowami o „pakowaniu kuwety”, skierowanymi do „tłustych kotów” z PiS, a także dowcipem nawiązującym do POPiS-owej wojny podczas swobodnej wypowiedzi.
Pozytywnym rozczarowaniem okazał się występ Joanny Scheuring-Wielgus, której wysłanie na debatę miało, zdaniem złośliwców, nie różnić się znacząco od rzucenia ręcznika na podłogę w studio TVP. Tymczasem poseł wypowiadała się sprawnie, jednocześnie żwawo i spokojnie, a do tego bardzo konkretnie. Scheuring-Wielgus udało się zasadniczo uniknąć pomyłek, a co być może najważniejsze, zwracała się bezpośrednio do zwykłych ludzi. Zapamiętane z jej występu zostaną opowiedziana osobista historia o stracie męża, a także porównanie stylu premiera Morawieckiego w czasie dyskusji, do zachowania jej 2-letniego syna w piaskownicy.
Krzysztof Bosak, znany ze świetnych występów w debatach, tym razem wypadł zaskakująco blado i nudno na tle konkurentów. Lider Konfederacji na początku słabo formułował zdania i wydawał się pozbawiony energii, a do tego, podobnie jak Hołownia, spoglądał w kartkę. Poseł mówił bardzo konkretnie, lecz w jego wypowiedziach brakowało iskry i przebicia się z czymś, co byłoby warte zapamiętania i cytowania. Jak powszechnie wiadomo liczy się jednak nie to, jak ktoś zaczyna, ale jak kończy, a swobodna mowa Bosaka była zdecydowanie najlepszą częścią jego prezentacji, w czasie której nakreślił wyraźną różnicę między jego ugrupowaniem a tzw. bandą czworga.
Uczestników było wprawdzie sześciu, ale i tak wszystkie oczy skierowane były na pojedynek Tuska z jego dawnym doradcą, premierem Morawieckim. Szala zwycięstwa podczas tego starcia dość szybko przechyliła się na korzyść jednego szefa rządu warszawskiego, po tym, jak „król Europy”, zamiast odpowiadać na pytanie, skupił się na atakowaniu Jarosława Kaczyńskiego, zaplątał się i przez pomyłkę skończył wypowiedź przed czasem.
Premier Morawiecki nieustannie atakował przewodniczącego PO, właściwie za wszystko, za co się tylko dało, w tym za wyjazd na Zachód i pobieranie europejskiej emerytury. Już w pierwszej odpowiedzi Morawiecki ogłosił, że Tusk ma obiecane stanowisko w Brukseli, a ogółem zapamiętane i podchwycone przez media mogło zostać wiele rzeczy, jak słowa o „bandzie rudego”, zapowiedź zwrócenia byłemu premierowi dwóch złotych od emerytki, stwierdzenie, że Tusk ma „serce z kamienia”, nazywanie go „tchórzem” oraz pytanie o wazon, który „król Europy” miał rzekomo otrzymać od zbrodniarza Władimira Putina.
Premier Morawiecki miał przygotowanych najwięcej chwytliwych sformułowań, co prawda niezbyt mądrych, ale za to medialnych i łatwych do propagandowego wykorzystania. Na tle młodszego konkurenta Tusk wypadł bardzo słabo, jąkając się i plącząc w wypowiedziach. Oczywiście nie zabrakło prób przejęcia inicjatywy, jak poprzez nazwanie premiera „pinokiem”, stwierdzeniem, że „dziwolągi” nie mogą rządzić, czy pytaniem Morawieckiego o jego zarobki. Wprawdzie PO ogłosiła już w mediach społecznościowych, że debatę wygrał jej lider, ale można odnieść wrażenie, że byłemu premierowi nie pomogło nawet wyzwanie Kaczyńskiego oraz Morawieckiego na debatę w piątek i po prostu Morawiecki zjadł Tuska.
Tekst ukazał się na Salon24.pl 9 października 2023r