- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 7 minut i 28 sekund.
To najsłabszy gabinet, odkąd interesuję się polityką. Słabszy był chyba ten SLD, targany aferami Rywina, PZU i konfliktami na szczytach władzy między Leszkiem Millerem, Aleksandrem Kwaśniewskim, Józefem Oleksym i Markiem Belką. Rząd Donalda Tuska nie wie, w którą stronę zmierza. Jak mówił Jan Rokita, po przejęciu władzy premier wyzwolił najgorsze emocje tłumu żądającego żenujących spektakli. To rok zawieszonych w próżni wielkich inwestycji i zmarnowanego potencjału dla Polski.
Jako jeden z nielicznych, mam wrażenie, komentatorów od początku ostrzegałem na łamach „Codziennej”, że dojście do władzy Donalda Tuska po ośmiu latach przerwy będzie jazdą bez trzymanki. Pisałem, że wszystkie oskarżenia wysuwane pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, Zbigniewa Ziobry i innych polityków Zjednoczonej Prawicy spełnią się, tyle że pod innym szyldem – uśmiechniętej Polski. Długo nie trzeba było czekać na efekty. Jeszcze zanim Donald Tusk wrócił na Aleje Ujazdowskie w upokarzającym rzeczywiście stylu, bowiem w międzyczasie prezydent Andrzej Duda zgodnie z konstytucją powierzył misję tworzenia rządu i poszukiwania większości Morawieckiemu, to nowa większość sejmowa meblowała PiS w komisjach sejmowych i prezydium parlamentu. Donald Tusk we współpracy z Szymonem Hołownią, Włodzimierzem Czarzastym i nie bez wydatnej pomocy Krzysztofa Bosaka z Konfederacją, rewanżującą się za karanie choćby Grzegorza Brauna w poprzedniej kadencji, zaczął wybierać, kto może być wicemarszałkiem i zasiadać w gremiach sejmowych – czy to zwykłych komisjach, czy śledczych. Był to pierwszy etap rozprawy z opozycją.
Bachmann nastroił Tuska
Lidera Koalicji Obywatelskiej do ataku na praworządność zachęcał jesienią ubiegłego roku Klaus Bachmann, niemiecki publicysta, który nakłaniał nowe władze do zniszczenia PiS metodami policyjnymi i pozaprawnymi – z pogwałceniem konstytucji włącznie. Komentator okazał się dosłownie prorokiem: rząd zaraz po 13 grudnia zdecydował się na nielegalny skok na TVP, doprowadzając media publiczne do finansowej i wizerunkowej ruiny, nasłał policję na Pałac Prezydencki, by schwytała skazanych mimo ułaskawienia posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, siłowo przejął prokuraturę mimo obowiązującej ustawy i braku podpisu prezydenta Andrzeja Dudy pod zmianą szefa Prokuratury Krajowej. Bachmann kilka miesięcy temu awansował do Rady Muzeum przy Muzeum Narodowym w Szczecinie. Tylko czekać, aż za swoje światłe rady uzyska bardziej wpływową posadę.
Niszczenie prawa
„Prawo jest takie, jak my je rozumiemy” – rzekł doprawdy groźnie Donald Tusk, który w ubiegłorocznej kampanii miesiącami obiecywał „przywrócenie praworządności”, „demokracji” i norm w polityce. Wtłaczał do głów szczególnie niezainteresowanych polityką, co najwyżej scrollujących nagłówki w sieci, że Polska pod rządami PiS to w zasadzie tyrania, niczym nieróżniąca się już nie tyle od Węgier Viktora Orbána, ile Rosji Władimira Putina. Ile z tych zapowiedzi zostało? A z donośnego hasła, że „pojednamy, rozliczymy, naprawimy krzywdy”?
Dziś Donald Tusk, ale też gros ministrów to politycy, prokuratorzy i sędziowie w jednym. W ciągu 10 miesięcy od sformowania rządu konstytucję i ustawy zmielili znacznie więcej razy, niż wskazywałyby na to zarzuty pod adresem poprzedników przez całą kadencję. Na tym polega niesamowita hipokryzja Tuska, którą dostrzegają również centrowi obserwatorzy życia politycznego. Dobrym przykładem jest kompletnie idiotyczna retoryka premiera ws. kontrasygnaty udzielonej sędziemu Krzysztofowi Wesołowskiemu na przewodniczącego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Tusk ją... wycofał, choć nie da się tego zrobić w polskim porządku prawnym. Szef rządu nie ma takich uprawnień. Decyzja prezydenta weszła w życie, została opublikowana w Monitorze Polskim, w którym nie ma adnotacji, iż kontrasygnata uległa zmianie.
Idźmy dalej, Adam Bodnar – nazwany całkiem trafnie „consigliere” Tuska – z rzecznika praw obywatelskich staje się rzeźnikiem podstawowych praw. Ksiądz Michał Olszewski i dwie urzędniczki bez żadnego racjonalnego powodu przetrzymywani są w aresztach, zmienia się w międzyczasie kwalifikacje ich zarzutów, fatalnie traktuje się ich w areszcie wydobywczym. Lewicowy liberał w okularkach na naszych oczach potrafi przełknąć nawet propozycję zerwania z prawem do azylu dla cudzoziemców, gwarantowanym przez konwencje międzynarodowe, bo tak każe mu zwierzchnik.
Bodnar jest politykiem absolutnie pozbawionym moralnego kręgosłupa. Opowiada się za twardą polityką migracyjną, z drugiej powołuje zespół prokuratorski do represjonowania żołnierzy na granicy. Z jednej jest przeciwnikiem kajdanek zespolonych nawet dla podejrzanych o najcięższe przestępstwa, z drugiej nie wzrusza go widok duchownego z tym żelastwem, atakowanego za to, że śmiał wybudować ośrodek dla ofiar przestępstw z Funduszu Sprawiedliwości. Tenże „consigliere” zdecydował się na totalną rozwałkę sądownictwa, negując status sędziów i proponując kompromitujący i uwłaczający godności sędziego „czynny żal”. Te wyroki, które nie pasują ministrowi (nie)sprawiedliwości, nie istnieją w jego porządku. Bodnar udaje, że ów porządek oznacza w praktyce obrót prawny.
Nawet liberalna Komisja Wenecka nie dała się nabrać na gładkie słowa byłego RPO i jego świty, która chce wyrzucić sędziów zaprzysiężonych i awansowanych po zmianie ustawy o KRS, a także unieważnić miliony wydanych wyroków. W konsekwencji, oskarżając Zbigniewa Ziobrę o zapaść w sądownictwie, Adam Bodnar doprowadza je do ruiny. Na domiar złego, robi dokładnie to, za co krytykowano jego poprzednika – zmienia prezesów sądów, obcina pensje nielubianym przez siebie, degraduje prokuratorów. I co? W liberalnych mediach nadal uchodzi za autorytet, choć to największa porażka gabinetu koalicyjnego. A konkurencję ma przecież sporą.
100 bujd na resorach
Polacy w latach 2015– 2023 zostali przyzwyczajeni do tego, że obietnice wyborcze należy spełniać. W tym tkwiła siła poparcia dla PiS, które wygrało głosowanie również przed rokiem, mimo zmęczenia materiału, słabych ostatnich miesięcy, wojny, pandemii i inflacji. Koalicja Obywatelska sądzi nadal, że da się spełniać medialnie tylko jedną – rozliczenia z nadużywaniem władzy w postaci zarzutów i aresztów, gdy politycy wprost wydają wyroki jeszcze przed zniesieniem komukolwiek immunitetu – a resztę może odkładać w czasie, trzymając wyborców w napięciu. Nawet aborcji do 12. tygodnia (na szczęście) nie udało się przeforsować w Sejmie, mimo że obóz władzy posiada większość. Ale nie do przeprowadzenia rewolucji obyczajowej. Wiedział o tym Tusk jeszcze przed wyborami, że nie będzie dysponował 276 szablami do odrzucenia weta prezydenckiego i nie skleci koalicji 231 głosów do przegłosowania ustawy aborcyjnej. A mimo to opowiadał ckliwe historyjki o wolności i prawach kobiet w ostatnich miesiącach przed wyborami, wykorzystując na sztandarach zapomnianą panią Joannę z Krakowa, a wcześniej śmierć Izabeli z Pszczyny w ciąży w wyniku powikłań i zaniechania lekarzy.
Inwestycje prorozwojowe zaorane
CPK jest praktycznie zaorany, Maciej Lasek nie jest zdolny prowadzić z sukcesami jednoosobowej działalności gospodarczej, a co dopiero dokończyć wielką inwestycję wartą ponad 100 mld zł. Kontener w Świnoujściu – taki sam przykład. Żegluga na Odrze – niepotrzebna. Atom? Będzie, ale trzeba przemyśleć lokalizację, na pewno nie tak prędko. Inwestycje w sztuczną inteligencję? IDEAS NCBR pogrzebany, trwa desant Lewicy (i nie tylko) na naukowe instytuty i frukty. Biedny prof. Piotr Sankowski na własnej skórze odczuł, z jak niekompetentnymi ludźmi ma do czynienia. Postawiony pod ścianą, żeby nie stracić świetnych specjalistów, zgodził się na utworzenie państwowego instytutu pod własnym kierownictwem. Antypisowcy zainteresowani rozwojem kraju zobaczyli na własne oczy, jak rząd traktuje własne zapowiedzi o fachowcach, którzy pojawią się w spółkach i instytucjach zależnych od rządu.
Najbardziej uderza nie to, że zatrudnia się partyjnych fachowców, ale ta obrzydliwa skala zakłamania – że będzie inaczej, rozpisane zostaną transparentne konkursy. Efekt? Widać choćby po doradcy Donalda Tuska. 21-latek Franciszek Bielowicki zajmuje się mediami społecznościowymi w Kancelarii Premiera. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego ojciec – milioner – jest wpływowym donatorem Platformy Obywatelskiej, na którą wpłacał kilkadziesiąt tysięcy złotych na dwa miesiące przed zatrudnieniem syna w KPRM. Nawet klucz doboru młodych współpracowników u premiera nie jest transparentny, a co dopiero w państwowych spółkach, gdzie trwa eldorado. Szkoda tylko, że najważniejsze z nich notowały straty w tym roku albo zyski nieporównywalnie mniejsze niż przed rokiem.
Rekonstrukcja historyczna w pełni
Jedno mnie zastanawia. Nie to, że Tusk i koalicjanci zdecydowali się na rozprawę z PiS – głodzenie finansowe, masowe stawianie zarzutów, wnioski o tymczasowe areszty, bo to było do przewidzenia. Pytanie jest inne. Jak to możliwe, że Tusk postawił na rekonstrukcję historyczną? Tych samych ludzi, którzy bez niego byli dziećmi we mgle w latach 2016–2020, przegrywali wybory za wyborami i to nie jak PiS, któremu zabrakło arytmetycznej większości, a różnicą naprawdę bolesną? Przecież nawet elektorat liberalno- -lewicowy odrzucał, a na pewno nie był przekonany do oferty prezentowanej przez Ewę Kopacz, Borysa Budkę, Bartłomieja Sienkiewicza, Marcina Kierwińskiego, Kamilę Gasiuk-Pihowicz, Izabelę Leszczynę i inne persony z pierwszej ławki KO. Tymczasem na tych ludzi postawił Tusk – swoich najwierniejszych żołnierzy.
Jedyną nową twarzą jest w zasadzie minister finansów Andrzej Domański, który na dzień dobry tak przygotował budżet, że Polska zmaga się z procedurą nadmiernego deficytu. Drugi raz, po 2009 r., kiedy nomen omen rządziła Platforma Obywatelska. Od biedy też Maciej Berek – przyboczny Tuska w KPRM, który najmocniej naciskał na PKW, by ta odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS z ubiegłorocznej kampanii. To także ten prawnik miał podsunąć premierowi do podpisania kontrasygnatę w sprawie sędziego Wesołowskiego. Nawet pełnomocnikiem ds. odbudowy po powodzi nie został żaden ekspert, a Kierwiński. To wiele mówi o Koalicji Obywatelskiej rozdającej kadry w administracji rządowej.
Rekonstrukcja historyczna obiegła również służby specjalne, gdzie na czele SKW stoi skompromitowany współpracą z Rosją, na którą dziś nikt by się nawet nie pokusił, Jarosław Stróżyk. Co potrafi i jaki to poziom, pokazywał już niezdarnie na Twitterze, skąd wykasował profil. Dziś to towarzystwo z czasów resetu utworzyło swoją komisję ds. rosyjskich wpływów. I nic to, że w 2023 r. opinia publiczna glanowała PiS za chęć dopadnięcia Tuska i upolitycznienie tematu. Komisja została wybrana przez ministrów, może środków zaradczych aż takiego kalibru jak w pierwotnej ustawie w poprzedniej kadencji nie ma, ale jest do cna rozpolitykowana – brakuje w niej, poza prof. Grzegorzem Motyką, jakichkolwiek ekspertów mających wiedzę o mechanizmach funkcjonowania służb specjalnych, już nawet nie rosyjskich, ale polskich. Dziś Tusk jest do tego stopnia bezczelny – dzięki przyjaznym mediom przejawiającym pamięć ameby – że pozwala sobie określać tych samych oponentów, których oskarżał o rusofobię i rzucanie piachu w tryby współpracy z Władimirem Putinem, „zdrajcami, płatnymi pachołkami Rosji”.
Dlatego też ten gabinet nie zasługuje nawet na dwóję w szkolnej skali, a zwyczajną pałę. Zawiódł oczekiwania „normalsów”, którzy nie pałają nienawiścią do PiS, nawet akceptowali wiele reform poprzedniego rządu, ale chcieli zmiany w polityce. Przyklaskuje tylko najbardziej chamska internetowa dzicz, której wystarczą wyzwiska i medialne zarzuty. Ale nawet i duża część tzw. silnych razem czuje, że to wszystko jest picem na wodę. Że trudno będzie udowodnić komukolwiek z PiS, że kradł, a co dopiero jeszcze wysłać ich za kratki. W tej kadencji jest to praktycznie niemożliwe – sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika do ułaskawienia trwała aż sześć lat. Łącznie do więzienia w atmosferze skandalu ci posłowie trafili po 14 latach od wniesienia prywatnego aktu oskarżenia.
Dziś Trzecia Droga i Lewica balansują na granicy progu w sondażach, wielce prawdopodobne, że jeżeli się nie ogarną – a nic na to nie wskazuje – to przyszły Sejm może być skazany na trzy partie. Nie ma ani wizji, ani dalekosiężnej strategii, a różnice w koalicji są tak wielkie, że w zasadzie nie wiadomo, o co chodzi prawie wszystkim aktorom. Tuskowi – o „zjedzenie” przystawek, zniszczenie PiS, umocnienie swojej władzy i zabetonowanie jej po wyborach prezydenckich. A Szymonowi Hołowni, Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi i Włodzimierzowi Czarzastemu? Tak, uważam, że gdy PiS wróci do władzy, a to prędzej czy później się stanie, obojętnie, jak ta formacja będzie się nazywać, to was wszystkich powsadza. Nie będzie żadnej litości.
Tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" 16 października 2024
Przeruk z Salon24.pl 18 października 2024r