- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 6 minut.
Każde przedstawienie, występ dla publiki – wymaga przestrzeni i scenografii. Ich organizacja to ważny koszt produkcji, a efekt ma znaczenie dla promocji wydarzenia, dla splendoru wykonawców. Stanowi oprawę pracy wykonawców. Każdy też rodzaj produkcji ma sobie właściwe miejsce. Amfiteatr czy stadion, pole, wręcz klepisko parohektarowe – i to na uboczu - dla swobody ryku nagłośnienia, przy którym mury by pękały – to miejsca odpowiednie dla współczesnej kapeli rokowej i produkcji dla tłuszczy.
Już nawet dzisiejszy kabaret, choć w nim nie istnieje zabawa słowem i asocjacją, a w którym króluje wygłup i przebieranka oraz niby żarty, w takim miejscu nie pasuje. Mały amfiteatr lub sala na kilkaset osób – byle z telebimami – dla tych wygłupów bo nawet nie występów jakoś obleci. W przestrzeniach muzealnych czy kościołach – jeśli mogą być one do tego wykorzystane lub w salach koncertowych, kinowych i teatralnych – jak najbardziej będzie stosowna sztuka słowa, dramat, komedia sceniczna lub koncert małego zespołu. Kameralna scena słowa, kabaret odwołujący się do intelektualnego kontaktu z widzami, ma jeszcze inne wymogi w stosunku do otoczenia, w którym działa, w tym i do scenografii.
Organizacja każdej scenografii kosztuje. I im jest ona większej wartości artystycznej tym silniej sobą wspiera odbywające się w niej działanie. I tym droższe bilety bo i większa cena scenografii – może tak już mówmy, gdy inne argumenty nie są ważne.
Czy jednak ktokolwiek pozwala sobie na zużywanie w spektaklu oryginału dzieła malarstwa, rzeźby, meblarstwa? Gdzie wartość trwałego dzieła lub zabytku, a gdzie ulotność jedno lub parorazowej produkcji scenicznej?
Te dwa zauważenia są już bezpośrednią podstawą dla postawienia pytania czy raczej pytań, które towarzyszą mi nieustannie w sprawach Krakowskich, a przy okazji nocy sylwestrowych ożywają w szczególności
Chcę je zadać i zadaję nie po raz pierwszy. Kieruję je to tzw. realizatorów mieniących się ludźmi kultury i do władz Krakowa stawiając kwestie proporcji, motywacji i dobrze liczonej opłacalności tym razem - organizacji imprez masowych na Rynku.
Wyważenie racji należy do Rady Miasta i działających na jej zlecenie – ciał wykonawczych – od Prezydenta po Urzędników. Wiem, że faktycznie to nie wiadomo kto na czyje zlecenie działa – ale to jest już problem samej Rady Miasta, że daje się tak ustawiać w roli żyranta przeróżnych wygibasów i decyzji, choć w imieniu mieszkańców to ona jest gospodarzem zawiadującym wartościami,. które ma w sobie Kraków jako miejsce nagromadzenia zabytków, świadek pamięci i historii Uświadommy sobie, że nie są to wartości czysto sentymentalne. To są aktywa gospodarcze. Pies z kulawą nogą by nie przybył do Krakowa gdyby był mieściną bez tych wartości. I to nie koniecznie tylko tych najwyższych
A tu Kraków zamienia się na super pub nieraz z wątpliwymi atrakcjami a nawet z niszczoną legendą wspaniałej kultury uprawianej aktualnie, choćby teatrem z nazwy i finansowania – narodowym
W noc Sylwestrową łomot przeróżnych kapel i wykonawców typu disco brzmiący w scenerii perły zabytków i architektury na skalę Europejską, wpisuje się w dewaluację tych aktywów miejsca. Sukiennice jako poboczne tło przeszkadzające laserom. Przypomina to sytuację, w której ponoć onegdaj zapytano – jak to zrobiliście, że ta scena wysadzenia pociągu była tak naturalna? Jak to jak odpowiadają ludzie z naszego holywodzia ludziom z Hollywood ? – wysadziliśmy pociąg. Dubli nie było. Jak zrobiliście tą scenografię? Ależ to autentyczna architektura sprzed wieków sięgająca czasów Piastowskich poprzez wiek XVI ty po XIX –ty. To nie makieta Krakowa, a sam Kraków gra rolę w tandetnym przedsięwzięciu. Czy to konieczne? Czy tego samego spektaklu nie można urządzić gdzie indziej. I inaczej?
Może zorganizowanie podobnego łomotu na przykład na rozlewiskach Wisły w okolicach Huty byłoby możliwe – choć i to dla natychmiastowych protestów tzw. ekologów w sprawie zakłócania spokoju siedlisk lęgowych ptaków byłoby zapewne\ trudne, Stadiony są u nas dwa – z czego jeden w zasadzie w likwidacji finansowej, choć kosztował miasto najwięcej. Zakłócenie miru domowego mieszkańców Starego Miasta – już nie jest uwzględniane
Sam mogę odpowiedzieć – dlaczego nie można tego zrobić gdzie indziej. Gdzie indziej nie ma takiego zagęszczenia knajp i piwodajni, to i gdzie ten rozochocony tłumek zrzucił by kasę?
A i tak miasto ma z tego coś – może okrawek. A ile traci? Ktoś to może i liczy,
Corocznie – stawiam sobie pytanie - jakie przesłanki kierują tymi, którzy pozwalają na takie traktowanie mieszkańców Starego Miasta, zabytków i miejsca?
Można też wskazać na inne możliwe podłoże. Promocja idei kultu materii i użycia i eliminacja innych wartości. Przywołam tu duszenie rozwoju infrastruktury Centrum św. Jana Pawła II-go blokadą sąsiednich terenów lokalizacją pól golfowych. Oddaną w prywatne ręce czyli z iluzorycznymi szansami na odzyskanie tych terenów dla Miasta (Kościół o ile wiem został w tej sprawie wyeliminowany) Przy perspektywie rozwoju niewątpliwie intratnej turystyki pielgrzymkowej. Tak trzeba pokazywać ten problem – bo biznesowo decyzja nie do pojęcia, okazuje się być ideowo – klarowna. Dla wsparcia tego przypuszczenia przypomnę lamenty nad Procesją Bożego Ciała czy św. Stanisława o panoszącym się klerze zakłócającym porządek w mieście. A tu spoko.. Łomot nic nikomu najwyraźniej nie zakłócał Jak na razie nie ma jeszcze sprzeciwu wobec konkursu szopek przy „zadeptywanym” Adasiu, ale skoro gdzieś tam już choinki przeszkadzają, a u nas Krzyże bywają zawadą, to mamy to przed sobą.
Ten dziki parogodzinny łomot – ma nie przeszkadzać Wieży Ratuszowej, (55 cm pochyłu na Barany) Sukiennicom ze zbiorami Muzeum, Kościołowi Mariackiemu, który sam w sobie jest ładunkiem świadectw wieków. Może robactwo z Ołtarza mistrza Wita się przestraszy albo coś w czeluściach Krzysztoforów zawyje. Bo w Starym Teatrze to akurat łomotanie nic nie zmieni.
Mówiąc poważniej.
Myśli te nieuchronnie muszą się nasuwać, gdy to corocznie widzimy w różnych wersjach i w różnym nasileniu i nie tylko przy okazji Sylwestra, ten sam handel miastem jako elementem darmowej, za to autentycznej scenografii.
Może by tak autorzy tych spektakli zbudowali sobie taką scenografię.
Pytanie kto i ile na tym handlu zarabia, a kto traci jest z gatunku tych, które domagam się by zostało poważnie zadane i potraktowane.
W tym roku widziałem w telewizornii fragmenty tego co się działo na Rynku i nieuchronnie narzucało się pytanie jak się ma krakowski Rynek z jego zabytkami do stadionu czy klepiska rodem z Przystanków
I drugie – też już wielokrotnie powtarzane pytanie/ Pojawia się ono i przy kwestii tzw. promocji Miasta, przy sprawach przewodnickich, meleksowych, parkingowych. Brzmi ono jak obecne władze definiują sobie filary, na których ma się rozwijać – i po co ma się rozwijać turystyka w mieście oraz jaka jest jego wartość jako wręcz znaku – symbolu przenoszonych tu wartości. I które z nich są nośne i najważniejsze. Może uzyskam odpowiedź przy okazji informacji jaki jest bilans finansowy i rzeczowy tej tegorocznej wesolutkiej imprezy
Może się dowiem kto i ile oraz komu za co – zapłacił
Może by tak Radni Miejscy tym się zainteresowali Bo wiem, że ja jako szary obywatel po zadaniu takiego pytania usłyszę jak niegdyś w innej sprawie – tajemnica handlowa. Tu mówimy o handlu naszym wspólnym dobrem, naszym środowiskiem tak więc taka informacja powinna być przynajmniej udzielona Radnym.
W poprzednim przypadku, który tu właśnie przywołałem – jakoś udało się uchylić rąbka tajemnicy handlowej – i zrobiło się ciekawie Wyszło szydło z wora – kto i jak kręcił lody mówiąc w uproszczeniu.
W poruszanej sprawie oczekuję jawności postulowanego tu i całościowego bilansu – a ten nawet z punktu widzenia prawa o ochronie środowiska – powinien być fundamentem wyrażenia zgody na taką sprzedaż środowiska jaka następuje udzieleniem zezwolenia na imprezę. Też nie bez znaczenia jest wskazanie czy i jak zostało ustalone skompensowanie strat środowiskowych spowodowanych ową sprzedażą
I czy sprzedażą – to też ciekawe.
I na koniec taka refleksja historyczna; Krasnoarmiejcy wkraczając do podbitej Polszy – mając jeszcze na dodatek w swym przekazie propagandę o wrogich magnatach i opowieść o opuszczeniu Kremla przez Lachów i poparcie dowództwa łapała co wpadło w ręce – nie zdając sobie często sprawę z wartości tego co demolują. Zadanie rozbicia, totalnego zniszczenia elity i pamięci narodowej nowo podbitego narodu uważali za słuszne to i pożyteczne było niszczenie wszystkiego co się dało. Dzicz wchodziła do Pałaców – tak jak niegdyś u siebie w trakcie rewolucji - paląc zabytkowe meble, strzelając do cennych obrazów bawiąc się po swojemu Zabytkowe meble i klepki podług świetnie się nadawały do palenia w kominkach – a zima była siarczysta. Zawsze dzicz czyniła takie rzeczy i dla zasady, i przez przypadek, i czasem nawet z braków w elementarnym wykształceniu.
Fsd