- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta.
Niedawno pisałem o pojęciu rozdziału państwa od Kościoła. Mam nadzieję, że w tamtym tekście udało mi się wystarczająco dobitnie wykazać, że rozdział ten służy przede wszystkim ochronie swobód religijnych przed zachłannością polityków i państwa. A nie jest kneblem na głos Kościoła i wierzących, nawet gdy mówią o sprawach wagi państwowej. W sprawnie działającym, demokratycznym państwie taki rozdział kompetencji jest czymś oczywistym i naturalnym.
Nawet najwyższe organy władzy takiego państwa (parlament, rząd, sądy) stosują względem siebie wyraźny rozdział kompetencji. Tak by wzajemnie się wspierać w sprawowaniu władzy, a nie ciągle ustalać kto i za co odpowiada.
W państwie, w którym ten rozdział kompetencji został zepsuty (sam się nie psuje) zaczyna dochodzić do dziwnych sytuacji. Sędziowie zaczynają tworzyć prawo (piszą ustawy). Parlament ocenia czy te ustawy są zgodne z prawem (konstytucją). Rząd twierdzi, że nie ma wpływu na sytuację w kraju bo opozycja mąci. Obrońcy demokracji (opozycja) kwestionują wyniki demokratycznych wyborów. Dziennikarze z zastępstwie zajętych ustawodawstwem sędziów, na łamach Gazety ferują wyroki. Policja dba o wizerunek i zatrudnia coraz ładniejszych rzeczników, rzeczniczki. Ci brzydsi znajdą pracę w tv, bo tu i tak po znajomości. Blogerzy prowadzą śledztwo, które ma wyjaśnić najbardziej tajemniczą i bolesną katastrofę w dziejach państwa. Służby spejalne państwa śledzą bolgerów prowadzących śledztwo...
Uff... Na szczęście to tylko moje teoretyczne gdybanie. Bo przecież nie można tak zepsuć państwa. Nawet jak się przez 8 lat udaje liberalny rząd.
A najszybciej państwo się psuje gdy oderwie się od Państwa... Czyli od Pani, Pana... Tak od Państwa. Czyli nas... społeczeństwa.
Tekst ukazał się na Salon24 21 maja 2016r