- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 2 minuty i 27 sekund.
Z pewnym bo prawie dobowym opóźnieniem oglądałem relację z „obrad” w Komisji Sejmowej nad projektem Ustawy dotyczącej ustroju Sądów – ściślej Sądu Najwyższego. Jakby nie patrzeć – jest to Ustawa pozwalająca już realnie myśleć o naprawie nie tylko tej ale i każdej innej sfery życia zdemolowanej przez zamknięte, w każdym też innym kręgu, kasty specjalnie nietykalnych. Ludzi stawiających się ponad nie tylko prawo ale i po prostu przyzwoitość. Nic pewnego ale nadzieja na powszechniejsze zmiany ma już solidniejsze podstawy.
Nie mam zamiaru powtarzać oczywistych ocen ludzi, którzy mają jeszcze jakoś zachowane w pamięci i zrozumieniu wagę ponad korporacyjnego myślenia. Pojęcia o godność Posła, Człowieka i wyobrażenie o służbie dla wyborców są wszak fundamentem demokracji. Mówimy o rzeczach ważnych dla nas wszystkich. Możliwość dialogu i dochodzenie do rozwiązań ważnych dla ogółu a nie tylko swojaków tam gdzie powstaje prawo nas obowiązujące – jest podstawą. Czego? Demokracji – tego o czym tak szczodrze mówią Ci, którzy a priori odrzucają totalnie jakąkolwiek rozmowy z legalnie wybraną władzą i nawet z trybuny Sejmowej nawołują do łamania prawa. To fakt nawet z dzisiejszego dnia.
Widok tego jak zachowywali się w trakcie obrad Komisji – konkretnie – Posłowie Meysztowicz i Sowa dostarczyło mi pewnej klamry spinającej bardzo dawne informacje, którym wtedy nie dawałem do końca wiary – z tymi właśnie zachowaniem konkretnych ludzi mieniących się być elitą. W końcu Pan M. Sowa był nie byle kim – Marszałkiem i to nie najpodlejszego Województwa – Małopolskiego Pan Meysztowicz też jest osobą publiczną – wydawało się – mającą inne od moich poglądy –ale do tej pory ufałem – pozostającą w mojej cywilizacji jej rozumieniu kulturowym.
O jakiej klamrze mówię?
Dawno temu – późniejszy Marszałek Marek Nawara był moim studentem a potem dyplomantem. Musiałem to powiedzieć by wyjaśnić, dlaczego parokrotnie miałem okazję z Nim rozmawiać bardziej nieformalnie. W tym też w okresie Jego rekonwalescencji po pierwszym wypadku i powrocie do pracy. W tym okresie Pan Marek Sowa był w-ce Marszałkiem Określeń jakich użył Pan M. Nawara mówiąc o tym jak ów się zachowywał w Ich relacjach a przede wszystkim w sprawach ważnych dla samorządu nie będę cytował, To były dosadne zdania – raczej bym powiedział żalenie się na blokady – nie poparte szerokimi opowieściami o faktach. Na te w podobnych rozmowach nie ma czasu. Zresztą opinie te brałem za osobiste reakcje w jakiś walkach wewnętrznych na szczytach. To że Pan Marszalek takie rzeczy mi mówił upatruję w tym, ze po pierwsze byłem poza kręgiem targowiska wewnątrz samego urzędu i jak sądzę – miał widać do mnie jakieś zaufanie w pamięci o naszej współpracy – tak to nazwijmy – na polu zawodowym. Wtedy jednak do tych opinii podchodziłem jako do relacji zapewne prawdziwych, niemniej wzmocnionych subiektywnymi ocenami.
To było sporo lat temu.
Teraz drugie Nie tak dawno mieliśmy wszyscy możliwość wysłuchania restauracyjnych wynurzeń brata teraz posła Marka Sowy, też używającego glejtu autorytetu i to podpiętego pod Autorytet mający 2 tysiące lat.
Te trzy rzeczy – opinie śp Marka Nawary, nagranie i to co zobaczyłem na własne oczy w relacji z Sali obrad Komisji Sejmowej dziś połączyło mi się jedną klamrą, Dało dowód na to jak to środowisko rozumie cele polityki, jak widzi skuteczność działania, jak jest ślepe na dobro wspólne i zasady naszego kręgu kulturowego.
Pan Marszałek Marek Nawara nie przesadzał.
Niestety.