- Czas potrzebny na przeczytanie tego tekstu to około 1 minuta i 59 sekund.
Ostatnio uzupełniam wiadomości ze studiów historycznych na UJ, ze szczególnym uwzględnieniem Austro – Węgier za którą to mój dziadek Jan Piech poległ w październiku 1914r. Prof. Waldemar Łazuga w niezwykle interesującej książce o Polakach na szczytach c.k. monarchii „Kalkulować…” prezentuje jedno z pierwszych posiedzeń parlamentu, gdzie „obradowali” przedstawiciele kilkunastu narodowości, socjaliści, liberałowie, arystokracja, naukowcy…. Premierem był Polak Kazimierz hr. Badeni a przewodniczącym Izby Dawid Abrahamowicz.
„ Dwudziestego czwartego listopada wypadało drugie czytanie prowizorium ugodowego z Węgrami. Opozycja zgłosiła ponad pięćdziesiąt jednobrzmiących petycji, ale koalicja sprytnie zaproponowała żeby głosować nad nimi łącznie. Opozycja uznała to za wypowiedzenie wojny i niebawem oglądano już dantejskie sceny. Posłowie szarpali się za ubrania, ciągnęli za brody i wąsy, wymierzali sobie policzki i obrzucali się obelgami. „Jutro przyniosę pistolet i zastrzelę cię jak psa” – krzyczał Wolf do Wengera. Poseł Pfersche (profesor niemieckiego uniwersytetu w Pradze) sięgnął po nóź i groźnie nim wymachiwał a nawet ranił podobno kilku Czechów. Schonerer wyrwał dzwonek Abrahamowiczowi i na trybunie energicznie nim potrząsał. Ktoś z galerii pluł na walczących, ktoś inny bił im brawo… Wieczorem rząd postanowił ukrócić obstrukcje i awanturujących się posłów usunąć siłą (…)
Dwudziesty szósty listopada zaczął się w Izbie od okrzyków „precz” przy nazwisku Dawida Abrahamowicza i wszystkich polskich ministrów. Potem była szarpanina, bijatyki, przekleństwa, artyleryjski ostrzał z proc i kocia muzyka. Daszyński przeskoczył przez barierki, zepchnął Kramara z krzesła i potrząsając moździerzem wołał, że inaczej niż przed siłą nie ustąpi. W stronę Abrahamowicza ciśnięto kałamarz, który wybił w ścianie pokaźnych rozmiarów dziurę. Wolf wzniósł okrzyk na cześć rewolucji. Interwencję policji wyraźnie prowokowano. Z Sali interweniujący policjanci wynieśli wpierw Wolfa, potem Daszyńskiego i jeszcze dziesięciu innych deputowanych ( a wśród nich drugiego polskiego socjalistę, Kozakiewicza). Daszyński i Wolf noszący na garderobie ślady szamotaniny stali się od razu bohaterami ulicy. W Wiedniu mówiono „o niesłychanej brutalności rządu” „przeklętych Polakach” i najgorszym z nich wszystkich Dawidzie Abrahamowiczu.
Wobec nieustającej obstrukcji 27 listopada posiedzenie trwało zaledwie godzinę. Przed gmachem parlamentu było niespokojnie, falowały tłumy, ale do wykluczeni nie doszło.
Wieczorem tego samego dnia do Wiednia powrócił cesarz i do Burgu z powodu manifestacji dotarł bocznymi ulicami. Zamiast widoku „kochanych” wiedeńczyków i wiwatów ujrzał groźnie wyglądające tłumy, wywołujące najgorsze wspomnienia. Następnego dnia, gdy zamieszki nie ustawały, posłał po Abrahamowicza i Gautscha. Badeniemu natomiast przez urzędnika polecił wystąpić o dymisję”
W zasadzie różnica polega tylko na tym, że my dziś nie mamy Cesarza Franciszka Józefa I... i nie używamy kałamarzy.